sobota, 29 marca 2014

„Zagubiony hotelik” w dżungli nad rzeką Lampara


   „Dotarcie do miejscowości w dżungli nie jest zbyt łatwe” – przeczytałam w Internecie o okolicach Rio Dulce. Właśnie obmyślałam, jak dostać się do miejsca o nazwie Hotelito perdido, czyli po polsku Zagubionego Hoteliku gdzieś nad rzeką Lampara, czyli nad jednym z ujść rzeki Rio Dulce w lesie deszczwym w Gwatemali. Nie było innej opcji niż podróż łódką. Z Livingston zabrał nas Gwatemalczyk Federico. Trafiliśmy tam! Wreszcie! Mogę powiedzieć szczerze jak na spowiedzi (choć nie spowiadałam się od 9 lat), że byłam w sercu tropikalnej dżungli! Tak, dokładnie te słowa opisują to miejsce „Serce tropikalnej dżungli”. Oczywiście, gdy powiedziałam to memu kompanowi Alexowi, że to tropikalna dżungla to mnie wyśmiał i stwierdził, że już w Kanadzie zna miejsca, które przypominają bardziej tropikalną dżunglę. Ja jednak zgadzałam się z opisem znalezionym wcześniej w Internecie. Byłam pod dużym wrażeniem okolicy.
   W Hotelito Perdido nie było Internetu, nie było możliwości naładowania telefonu ani komputera, bo prąd pochodził z energii słonecznej, więc zasoby były ograniczone. Była za to ciepła woda i moskitiera nad łóżkiem. Od razu wyruszyliśmy kajakiem w poszukiwaniu wodospadu. Po ponad godzinie wycieńczającego wiosłowania "zaparkowaliśmy" kajak przy brzegu i pieszo ruszyliśmy leśną drogą w poszukiwaniu wodospadu. Podobno to 10 minut drogi, więc po prawie godzinie marszu zaczęliśmy brać pod uwagę opcję, że trochę się zgubiliśmy. Jeszcze bardziej wycieńczeni, w szczególności ja, bo byłam w klapkach, zawróciliśmy. Spotkaliśmy jakiegoś lokalnego machereto ze swo maczetą u boku, wracającego z synem z głebi lasu. Bardzo miły pan pomógł nam i poszliśmy skrótem przez zarośla. Przeklinałam tę drogę jak nigdy wcześniej w podróży, bo klapki z Panamy za 2 dolary rozkleiły mi się akurat wtedy na dobre i co 5 kroków musiałam je naprawiać. Nie wiem czemu posłuchałam pracownika hoteliku, który uważał, że śmiało dotrę tam w klapkach. Z wdzięczności podarowałam temu panu z maczetą moje sombrero, które kupiłam w Tequili w Meksyku 2 lata temu. Bardzo się cieszył. Nad wodospadami było cudnie i na szczęście tym razem nie musiałam z nich skakać. Zabrałam ze sobą kapok, więc leniwie unosiłam się na wodzie.
   Po kolejnej godzinie drogi powrotnej kajakiem, marzyłam tylko o normalnym posiłku, bo od śniadania nic nie jadłam. Dotarliśmy do hoteliku o 16:15 i jak się okazało pora lunchu skończyła się 15 minu temu i trzeba czekać do kolacji o 19. Pamiętałam, że nad rzeką widziałam jakąś restauracje, gdy płynęliśmy łódką z Livingson i nie było to zbyt daleko. Długo się nie zastanawiałam. Poszłam na pomost łapać wodnego stopa z Alexem. Szybko zabrała nas indiańska rodzina, chyba z tuzinem dzieci. Byłam pewna, ze jako Gwatemalczycy drogo nam policzą za zabranie się z nimi i dlatego się zatrzymali, aby zarobić. Gdy zapytałam się sternika, ile nas to będzie kosztowało, on się zdziwił i powiedział, że jeśli chcemy, możemy dać tyle, ile chcemy, zależy od nas. Z zaskoczenia na widok nieinteresownych Indian, zapłaciliśmy im jak za normalną publiczną łódkę, bo rodzina wyglądała biednie, więc przy tylu dzieciach coś im się od losu należy. W drodze powrotnej z restauracji zabraliśmy się, tym razem za darmo, wodnym stopem z bogatym małżeństwem ze stolicy kraju, czyli Gwatemala City, wypasioną, lanserską motorówką.   
Codzienne życie dzieci z nad rzeki Lampara.

   Czas mijał sielsko i wesoło. W hoteliku było łącznie z personelem nie więcej niż 10 osób, ale wszyscy byli sympatyczni. Zabawa się skończyła, gdy ugryzła mnie w palec jakaś mała, jadowita mucha, z angielskiego deerfly, po polsku według wójka google był to ślepak czarnożółty. 
deer fly (zdjęcie z: http://www.whatsthatbug.com/2010/08/13/deer-fly-2/)

   Zazwyczaj przy pierwszym ugryzieniu występuje reakcja alergiczna. Palec i cała ręka spuchły mi jak nigdy. Szkoda, że dzięki staremu komputerowi w jednej z gwatemalskich kafejek internetowych karta SD się zepsuła i straciliśmy prawie wszystkie zdjęcia z Hotelito Perdido. Mam tylko jedno zdjęcie mojej ręki jakieś 8 godzin po ukąszeniu. Wciąż jeszcze widać różnicę, choć to nic z porównaniu z pierwszą godziną od ukąszenia. Wszyscy się ze mnie śmiali, gdy zaczęłam mówić, że testament szybko chociaż spiszę. Teraz się śmieję z tego, ale wtedy nie było mi do śmiechu i nawet na poważnie o tym testamencie przez chwilę myślałam.
10 h po ukąszeniu wciąż widać różnicę

   Hotelito Perdido uznaję za wspaniały czas relaksu i kontaktu z naturą. Bez Internetu człowiek naprawdę wypoczywa. Po wizycie nad rzeką Rio Lampara postanowiliśmy rozdzielić się w Alexem z Kanady na 2 dni. On pojechał do Gwatemala City w poszukiwaniu swojej zagubionej przez firmę kurierską maski do nurkowania z wbudowaną kamerą, a ja pojechałam do Flores, aby zobaczyć piramidy Tikal, ślady majowskiej kultury. Był to cały dzień drogi, duży wydatek, inna część kraju, ale tak mnie to dręczyło, że nie mogłam sobie odpuścić. Później wróciłabym do Polski ze świadomością, że odwiedziłam w Gwatemali wszystkie miejsca, które chciałam odwiedzić poza Tikal. Ta myśl nie dawałaby mi spać po nocach, więc nie patrząc na budżet i rozdzielenie się z kompanem podróży, udałam się z deszczowej dżungli do Flores.

Rada driftera na dziś:
Wybierając się DO TROPIKALNEGO LASU jednak WARTO ZABRAĆ ze sobą w jakieś LEKI ANTYSEPTYCZNE na ukąszenia.
Czysty relaks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz