„Dotarcie do miejscowości w dżungli nie jest zbyt łatwe” – przeczytałam w Internecie o okolicach Rio Dulce. Właśnie obmyślałam, jak dostać się do miejsca o nazwie Hotelito perdido, czyli po polsku Zagubionego Hoteliku gdzieś nad rzeką Lampara, czyli nad jednym z ujść rzeki Rio Dulce w lesie deszczwym w Gwatemali. Nie było innej opcji niż podróż łódką. Z Livingston zabrał nas Gwatemalczyk Federico. Trafiliśmy tam! Wreszcie! Mogę powiedzieć szczerze jak na spowiedzi (choć nie spowiadałam się od 9 lat), że byłam w sercu tropikalnej dżungli! Tak, dokładnie te słowa opisują to miejsce „Serce tropikalnej dżungli”. Oczywiście, gdy powiedziałam to memu kompanowi Alexowi, że to tropikalna dżungla to mnie wyśmiał i stwierdził, że już w Kanadzie zna miejsca, które przypominają bardziej tropikalną dżunglę. Ja jednak zgadzałam się z opisem znalezionym wcześniej w Internecie. Byłam pod dużym wrażeniem okolicy.
W Hotelito Perdido nie było Internetu, nie
było możliwości naładowania telefonu ani komputera, bo prąd pochodził z energii słonecznej, więc zasoby były ograniczone. Była za to ciepła woda i
moskitiera nad łóżkiem. Od razu wyruszyliśmy kajakiem w poszukiwaniu wodospadu. Po ponad
godzinie wycieńczającego wiosłowania "zaparkowaliśmy" kajak przy brzegu i pieszo ruszyliśmy
leśną drogą w poszukiwaniu wodospadu. Podobno to 10 minut drogi, więc po prawie
godzinie marszu zaczęliśmy brać pod uwagę opcję, że trochę się zgubiliśmy. Jeszcze
bardziej wycieńczeni, w szczególności ja, bo byłam w klapkach, zawróciliśmy.
Spotkaliśmy jakiegoś lokalnego machereto ze swo maczetą u boku, wracającego z synem z głebi lasu. Bardzo
miły pan pomógł nam i poszliśmy skrótem przez zarośla. Przeklinałam tę drogę jak nigdy wcześniej w podróży,
bo klapki z Panamy za 2 dolary rozkleiły mi się akurat wtedy na dobre i co 5 kroków musiałam
je naprawiać. Nie wiem czemu posłuchałam pracownika hoteliku, który uważał, że śmiało
dotrę tam w klapkach. Z wdzięczności podarowałam temu panu z maczetą moje
sombrero, które kupiłam w Tequili w Meksyku 2 lata temu. Bardzo się cieszył. Nad wodospadami było cudnie i na szczęście tym razem nie musiałam z nich skakać. Zabrałam ze sobą kapok, więc
leniwie unosiłam się na wodzie.
Po kolejnej godzinie drogi powrotnej kajakiem, marzyłam tylko o normalnym posiłku, bo od śniadania nic nie jadłam. Dotarliśmy do hoteliku o 16:15 i
jak się okazało pora lunchu skończyła się 15 minu temu i trzeba czekać do
kolacji o 19. Pamiętałam, że nad rzeką widziałam jakąś restauracje, gdy
płynęliśmy łódką z Livingson i nie było to zbyt daleko. Długo się nie
zastanawiałam. Poszłam na pomost łapać wodnego stopa z Alexem. Szybko zabrała
nas indiańska rodzina, chyba z tuzinem dzieci. Byłam pewna, ze jako
Gwatemalczycy drogo nam policzą za zabranie się z nimi i dlatego się
zatrzymali, aby zarobić. Gdy zapytałam się sternika, ile nas to będzie
kosztowało, on się zdziwił i powiedział, że jeśli chcemy, możemy dać tyle, ile
chcemy, zależy od nas. Z zaskoczenia na widok nieinteresownych Indian, zapłaciliśmy im jak za normalną publiczną łódkę, bo rodzina wyglądała biednie,
więc przy tylu dzieciach coś im się od losu należy. W drodze powrotnej z
restauracji zabraliśmy się, tym razem za darmo, wodnym stopem z bogatym
małżeństwem ze stolicy kraju, czyli Gwatemala City, wypasioną, lanserską motorówką.
Codzienne życie dzieci z nad rzeki Lampara. |
Czas mijał sielsko i wesoło. W hoteliku było
łącznie z personelem nie więcej niż 10 osób, ale wszyscy byli sympatyczni. Zabawa
się skończyła, gdy ugryzła mnie w palec jakaś mała, jadowita mucha, z angielskiego deerfly, po
polsku według wójka google był to ślepak czarnożółty.
deer fly (zdjęcie z: http://www.whatsthatbug.com/2010/08/13/deer-fly-2/) |
Zazwyczaj przy pierwszym
ugryzieniu występuje reakcja alergiczna. Palec i cała ręka spuchły mi jak
nigdy. Szkoda, że dzięki staremu komputerowi w jednej z gwatemalskich kafejek
internetowych karta SD się zepsuła i straciliśmy prawie wszystkie zdjęcia z Hotelito
Perdido. Mam tylko jedno zdjęcie mojej ręki jakieś 8 godzin po ukąszeniu. Wciąż
jeszcze widać różnicę, choć to nic z porównaniu z pierwszą godziną od
ukąszenia. Wszyscy się ze mnie śmiali, gdy zaczęłam mówić, że testament szybko
chociaż spiszę. Teraz się śmieję z tego, ale wtedy nie było mi do śmiechu i
nawet na poważnie o tym testamencie przez chwilę myślałam.
10 h po ukąszeniu wciąż widać różnicę |
Hotelito Perdido uznaję za wspaniały czas relaksu i kontaktu z naturą. Bez Internetu człowiek
naprawdę wypoczywa. Po wizycie nad rzeką Rio Lampara postanowiliśmy rozdzielić
się w Alexem z Kanady na 2 dni. On pojechał do Gwatemala City w poszukiwaniu swojej
zagubionej przez firmę kurierską maski do nurkowania z wbudowaną kamerą, a ja
pojechałam do Flores, aby zobaczyć piramidy Tikal, ślady majowskiej kultury. Był
to cały dzień drogi, duży wydatek, inna część kraju, ale tak mnie to dręczyło,
że nie mogłam sobie odpuścić. Później wróciłabym do Polski ze świadomością, że odwiedziłam
w Gwatemali wszystkie miejsca, które chciałam odwiedzić poza Tikal. Ta myśl nie
dawałaby mi spać po nocach, więc nie patrząc na budżet i rozdzielenie się z
kompanem podróży, udałam się z deszczowej dżungli do Flores.
Rada
driftera na dziś:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz