sobota, 17 maja 2014

O East Harlem i o celebryckim życiu dziewczyny z Podlasia +bonus: przemyślenia własne

   Od mojego ostatniego wpisu minęło już trochę czasu, dokładnie miesiąc bez jednego dnia, rozleniwiłam się na dobre, a tu przecież tyle się dzieje. Nie zaskoczę pewnie nikogo pisząc, że wcale nie znalazłam pracy na czarno jako kelnerka (bo nawet nie szukałam), ani żadnej innej pracy no i wcale nie jestem przez to sciśnieniowana, choć moje zasoby finansowe na życie wahają się na chwilę obecną około 1000 polskich złotych. Życia szkoda na nerwy i żółć, jakoś to będzie, a rozwiązanie samo mnie znajdzie. Po prostu postanowiłam tak urządzić tu moje życie aby nie używać zbyt wiele pieniądza, a żyć w miarę wygodnie. Mam nadzieję, że nikt po tym zdaniu nie posądził mnie o prostytucję hahaha Nie kochani, nie tędy wiedzie ma droga do generalnie „nic-nie-robienia”, a w rzeczywistości bycia wciąż zajętą. Przejdźmy do konkretów (proszę tylko nie próbować powtarzać takiej życiowej drogi jaką obrałam, bo bez wielkiego życiowego fuksa tego się nie da odtworzyć, a można nawet skończyć jako głodny bezdomny):

Mieszkanie, woda, gaz, Internet itd., super współlokatorzy –gratis
   Wciąż (już drugi miesiąc mieszkam na Wschodnim Harlemie – dzielnicy Manhattanu, która ma bardzo mieszaną opinię, ale o tym za chwilę. W zamian za mieszkanie w salonie na kanapie dwie ulice od Central Parku wśród świetnych ludzi pomagam Nickiemu przy wynajmie pokoi w jego pozostałych mieszkaniach (patrz: poprzedni wpis). Nie otrzymuję za to pieniędzy, bo przecież jestem tu turystycznie, ale mieszkam za darmo, używam wszelkich mediów za darmo. W mieszkaniu odbywa się wiele imprez, więc zawsze jeszcze jakiś trunek lub jedzonko się przewinie. Ludzi jest zawsze sporo. Stały skład to Nicky -właściciel, Martyna – Polka, która od 3. roku życia mieszkała w Niemczech (na facebooku i instragramie mam wiele zdjęć z Martyną, możecie tam przybliżyć jej osobę) też pomagająca przy mieszkaniach i ja. Zazwyczaj w mieszkaniu jest ok. 10 osób, czyli rotacja jest spora.

salon

moja kanapa

Jedzenie, częściowo –gratis
   W mieszkaniu przy którym pomagam jest pięć pokoi. Ludzie, którzy wynajmują je na parę dni i podróżują na długich dystansach rzadko zabierają jedzenie, które im zostaje w lodówce (i alkohol też) więc ja zgarniam coś od czasu do czasu. Poza tym wcześniej w salonie mieszkała za mną Particia z Kolumbii, 37-letnia bezrobotna od roku nauczycielka. Otrzymywała jako pomoc socjalną bony na jedzenie. Wyprowadziła się od Nickiego do rodziny w Waszyngtonie po miesiącu przewożąc swoje rzeczy pociągiem. Miała wiele gratów, więc całe jedzenie nie psujące się szybko (jak ryż czy fasola) zostawiła mi. Mam zapas na jakiś miesiąc, półtora. Patrycja wiedziała, że moja sytuacja jest najgorsza, bez pracy i turystka, ale pełna radości, więc mi zostawiła swój prowiant.

Imprezy w najlepszych klubach na Manhattanie +teatry, wydarzenia medialne –gratis  
   Jak wcześniej wspominałam moja współlokatorka Martyna to niezła imprezowiczka. Kilka tygodni temu nawet spowodowała poruszenie na Instragramie, bo ktoś wrzucił zdjęcie z imprezy z Rihanną, gdzie Martyna siedziała zaraz obok piosenkarki w klubie (ja nie poszłam tej nocy, bo byłam zmęczona i leń mnie ogarnął, zawsze nie w czas hehe) przy vip stoliku w klubie V.I.P. Room, tym samym gdzie sobie tańczyłam na podeście 3 metry od Kid Inka (tego od piosenki Show me z Chrisem Brownem), on na jednym podeście sobie rapuje, ja sobie na drugim bawię się. No, ale wróćmy do tematu. Tu w najlepszych klubach nie ma ludzi z przypadku, a broń Boże groupies proszących o zdjęcie itp. Dobre kluby zatrudniają promotorów, którzy za to, że przyprowadzą ogarnięte z wizerunku osoby dostają jeszcze pieniądze. Przy stolikach promoterów alkohol jest za darmo, zazwyczaj wódka z jakimś sokiem, czasem szampan.
   Pamiętam, przy pierwszej imprezie czułam się bardzo niepewnie. Od wejścia brakowało mi pewności siebie i attitude’u. Po miesiącu czasu, do tego samego klubu, gdzie wcześniej speszona stałam w kolejce, weszłam omijając długą kolejkę ludzi czekających od ponad godziny, witając się przyjacielsko z selektorem, który nawet nie chciał sprawdzać dowodów osobistych, tylko powiedział ochroniarzowi, aby nam odpiął elegancką bramkę i nas wpuścił. Ludzie w kolejce mieli nietęgie miny patrząc na to. Już wtedy wiedziałam, że nastąpił postęp, nie mówiąc się, że szłam z podniesioną głową i czując flow. Imprezy, na które zwykle chodzę to głównie te hip-hipowe.
   Dzięki mojemu blogowi poznałam Michała z Polski, który od 9 lat mieszka w Nowym Jorku i pracuje tu w finansach. Michał przypadkiem trafił w necie na mój blog i postanowił dowiedzieć się, kim jest ta krejzolka, co podróżuje sama po świecie i napisał do mnie. Jak się okazało, mamy nawet wspólną znajomą w Warszawie. Świat jest mały. Michał ma czasem bilety na duże eventy, które są dostępne dla ludzi pracujących w jego firmie. Byłam z nim na American Comedy Awards, gdzie widziałam na żywo komików pierwszej ligi, jak Bill Cosby. Poszłam też z Michałem na pewien event do teatru, gdzie dosłownie 20 metrów ode mnie na żywo przemawiali na scenie Johnny Deep, Martin Scorsese i Robert de Niro. Michał do spoko kumpel, pozdrawiam J Też, tak samo jak Martynę, możecie przybliżyć sobie postać Michała zerkając na mój funpage na facebooku lub prywatny profil.
Ja i Martyna w The DL Club
Michał i Ja w Apollo Theatre

Johnny Deep na scenie w Teatrze Apollo
Na dole Robert de Niro, Don Rickles i Martin Scorsese

   Z takich śmiesznych sytuacji o charakterze celebrycko-światowym mam już kilka akcji za sobą. Nic super wielkiego, ale zawsze jakiś ciekawy kwiatek w biografii. Na przykład raz w klubie The Griffin pojawili się dwaj bliźniacy, jeden, był naprawdę hot. Trochę sobie z nim potańczyłam, ale kumpela powiedziała mi później, żebym się na niego nie nakręcała, bo to asshole (choć nie wydawał się taki ani tochę, więc się nie zgadzam z jej opinią). Jak się okazało był to jeden z francuskich tancerzy –bliźniaków LesTwins, występujących regularnie z Beyonce.

   Innego razu wyszłyśmy w klubu z Martyną i jakiś koleś wyszedł za nami, wziął taxi i kazał kierowcy jeżdzić w kolo, aby zobaczyć czy może gdzieś na ulicy nas spotka spacerujących. No i spotkał. Zabrałyśmy się z nim, chciał zaprosić nas na śniadanie (bo tu żarełko po imprezie na jakiś restauran o 5 rano), ale byłyśmy zmęczone, wiec tylko pogadaliśmy z dżentelmenem w taxi i odstawił nas do domu (choć sam mieszkał na Long Island, a my na East Harlem, czyli nie było to po drodze). Pełna kultura. Jak się okazało ten koleś jest wspólnikiem męża Beyonce Jay’a Z, prowadzi z nim hip hopowy klub 40/40. Innego dnia wyszłyśmy z klubu, ja, Martyna i Becka Bancks (początkująca gwiazda, której znakiem markowym jest naturalnie wielki tyłek-szczęściara) i stała gdzieś przy jakimś hotelu czarna wielka limuzyna. Że mnie się głupie pomysły trzymają, to wie każdy, kto mnie zna. Mówię do dziewczyn, ze idę zapytac się kierowcy czy nas nie podwiezie na śniadanie. Dziewczyny bez entuzjazmu mówią „idź, jak chcesz”. Poszłam i pytam się szofera „Dzień dobry. Czy podwiezie nas Pan do restauracji?”. A koleś na to „Wsiadajcie” hahaha Gdy widzisz życie proste, takie ono jest! Ja już naprawdę stwierdzam, że przyszłości nie da się przewidzieć. Jeszcze nie dawno było ciężki plecak, kurz i śmierdzące stare trampki, a teraz limuzyny, obcasy imake up.

   Oczywiście mimo tych życiowych atrakcji są stałe wydatki, których nie udało mi się na chwilę obecną uczynić darmowymi, jak miesięczny bilet na metro, ubrania, siłownia i rachunki na telefon. No ale nie jest źle mimo tego.

Moja dzielnia na Manhattanie
   East Harlem w latch 90. i na początku XXI wieku miał złą opinię. Często były tu strzelaniny na ulicy i tym podobne atrakcje. Jest to najbardziej zróżnicowana kulturowo część Manhattanu. East harlem nazywa się "El Barrio", co z hiszpańskiego oznacza słowo "Dzielnica". Są tu chyba przedstawiciele wszystkich państw Ameryki Łacińśkiej. Wychodząc z budynku, gdzie mieszkam, po prawej stronie jest meksykańska knajpa, gdzie pracują Gwatemalczycy, po lewej peruwiański bar typu take away. Naprzeciwko mam chiński take away, na ukos indyjki spożywczak, na ulicy obok portorykańką knajpę, gdzie pracują Brazylijczycy, a trzy ulice dalej włoską restaurację i na przeciwno niej dominikańską. Idąc w prawo mieszka coraz więcej białych, a w lewo czarnych. Mieszkam przy ulicy 103. Na 125. jest już tylko pełne afro. Tam dzieje się najwięcej. Kocham tę dzielnię. Gdy idę ulicą ludzie mi mówią God bless you, czyli Niech Cię Bóg błogosławi, tak po prostu bez powodu. Pamiętam, raz siedziało dwóch kolesi na ławce przed blokiem z wędką i udawali, ze łowią przechodzące dziewczyny jak ryby. Myślałam, że pęknę ze śmiechu widząc w betonowej dżungli Nowego Jorku blokersów-wędkarzy. Ulicę dalej w biały dzień jakaś Murzynka biła się na ulicy w jakimś kolesiem i ona zdecydowanie wygrywała. Prawie wepchnęła go pod przejeżdżające samochody. Ludzie aż wyszli z pobliskich sklepów, aby pokibicować, mając przy tym ubaw. Pewnej nocy wracałam w Martyną o 4 nad razem w krótkich jeansach i obcasach ulicą 125., która uchodzi za najniebezpieczniejszą według opinii ludzi, którzy nie mieszkają na Harlemie i szczerze… marzę, aby wracając z imprezy w Warszawie o tej porze w takim stroju czuć się tak bezpiecznie jak tam. W niedzielę czasem zamykana jest jakaś ulica. Latynosi rozstawiają głośniki i stragany z jedzeniem i robią sobie festyn. Mogę się wtedy poczuć jak w Meksyku czy w Ameryce Środkowej. Klimat ten sam, tyle że ulice czyste.
W tym bordowym budynku mieszkam. Po prawej chińskie jedzonko, po lewej meksykańskie.

Bordowe bloki a pod nimi każdego wieczoru mecze koszykówki.

Jeden z licznych festynów, Stend kolumbijski.

Miasto snów bez dwóch zdań! Miasto moich snów z pewnością.

Tu z kolei stend z Puerto Rico.

Tu kultura ulicy wpływa i tworzy street kulturę powtarzaną na całym świecie.

Mój nowy ziomek z Bronxu, Pete Colon.. Wielki propagator kultury hip hopowej w Nowym Jorku. Ubrania streetowe stąd można kupić na całym świecie. Sprawdźcie www.hiphop-usa.com

Przemyślenia własne
   Nie wykluczam, że może właśnie znalazłam swoje miejsce na ziemi. To miejsce, gdzie codzienność jest jak z moich marzeń. Kilka razy złapałam się na tym, że sobie myślałam, że w takim międzykulturowym środowisku, równoczeście przy dobrej ekonomii mogłabym kiedyś swoje dzieci wychować. Szczęściarzem jest ten, kto tu dorastał. Miejsce na dobrą energię. East Harlem pokochałam ze wszystkimi jego zaletami i wadami, no ale zanim nie odwiedzę Kalifornii, nie będę podejmować żadnych decyzji.

Teraz!
   Obecnie przeprowadzam wymyślony przeze mnie eksperyment społeczny pod kryptonimem „Madonna”. Tytuł jest zainspirowany biografią piosenkarki Madonny. Artystka, po przeprowadzce do Nowego Jorku, wychodziła do klubów codzienne bez względu czy miała pieniądze czy nie. Przez to poznała masę ludzi i gdy nagrała już parę piosenek miała wystarczająco znajomości, aby puszczali w klubach jej kawałki. Ludzie bawili się przy jej muzyce nawet jeszcze przed jej pierwszym występem w telewizji z piosenką Like a virgin. Tu poznałam już parę historii ludzi, którzy najpierw tworzyli sieć kontaktów, a dopiero po paru latach zakładali np. własne biznesy, które już po roku odnosiły sukces, bo grunt był dobrze przygotowany. Czyli coś w tym musi być… Postanowiłam zobaczyć, czy 10 nocy spędzonych w klubach coś zmieni w moim życiu. Zaczęłam 11 maja i mam za sobą już 4 noce przeimprezowane i 3 spędzone na odpoczynku. Mam nadzieję, że eksperyment nie przekroczy 3 tygodni. Jeśli jedyne, co odczuję po imprezowych nocach w przeciągu 21 dni to będzie zmęczenie i kac to zakończę moje nocne życie i poszukam jakiegoś bardziej produktywnego zajęcia. Spisuję regularne raporty, więc kolejny wpis będzie właśnie o tym eksperymencie.

…Co dalej?
   Mam teraz kilka pomysłów na życie .
  1. Zastanawiam się nad autostopową wyprawą do Los Angeles z Nowego Jorku, to ponad 4,5 tysiąca kilometrów. Poza tym w USA ludzie dziwnie reagują podobno na autostopowiczów, autostop jest także w wielu miejscach prawnie zakazany. Wcześniej musiałabym zdobyć środki finansowe na tą podróż. Jak myślicie, spróbować? Z Nowego Jorku d Hollywood na stopa –ładnie by się w biografii prezentowało J
  2. Czy opuścić USA i pojechać na animację na Karaiby, np. na Dominakanę gdzieś tyrać w jakimś hotelu kilka miesięcy.
  3. …a  może coś innego.

 Rada driftera na dziś:

UFAJ, ŻE SIĘ UDA, TO SIĘ UDA!

Ps. Założyłam w końcu konto na Instagramie, bo w USA już mało kto korzysta w fb, a instragram jest mega popularny, więc już, żeby nie być odludkiem założyłam konto, ale aby wyrazić moją opinię na temat portalu, gdzie głównie wstawia się fotki z ręki, na profilowe ustawiłam sobie zdjęcie mojego big booty. Mój nickname:  EVE.DRIFTER