czwartek, 23 czerwca 2016

Imprezowa Ayia Napa, czyli „Panieński” Luizy na Cyprze

      Na początku czerwca wraz z Luizą – moją koleżanką z Hajnówki od szóstej klasy podstawówki a zarazem wkrótce panną młodą i przyszłą żoną Adriana, wcześniej wspominaną na moim blogu Iloną, a również Natalią i Izą – współlokatorkami Luizki, udałyśmy się na Cypr na tygodniowe imprezowanie. Był to wyjazd panieński, bo kto by tam bawił się w tak krótką celebrację, jak tylko wieczór panieński. Ja wprawiona w solowych podróżach byłam w góry przygotowana, że przy pięciu osobach wyjazd będzie wyzwaniem logistycznym. Trzeba w końcu tak dopasować terminy, aby pasowały pięciu osobom, to samo odnosiło się do miejsca. Tak właśnie padło na Cypr. Żadna z nas wcześniej tam nie była. Najbardziej imprezową miejscowością na wyspie jest Ayia Napa, tam się udałyśmy. Na marginesie, gdybyście chcieli wiedzieć, gdzie są w Europie miejsca do wakacyjnego imprezowania, nie trzeźwienia, gdzie after party zaczynają się o 2 w nocy a kończą o 8-9 rano, to są to:
- Magaluf na Majorce (pełno pijanych brytyjskich i niemieckich nastolatków, klub przy klubie, bójka lub ktoś wymiotujący na ulicy co 5 minut, a ambulans co 10 minut)
-greckie Zente (nie byłam)
-Ayia Napa na Cyprze
-Ibiza (chyba każdy wie, Ibizy nie muszę przedstawiać).
 
      Znalazłyśmy ofertę z jednego z najpopularniejszych biur podróży w Wielkiej Brytanii, z Thomsona (rany boskie, ja na wakacjach z biura podróży, a nie „na własną rękę”, takie sytuacje zdarzają się raz na dekadę, ostatni raz z biura podróży byłam w 2006 roku w Bułgarii).
      Ja i Ilona poleciałyśmy z Londynu, a Luiza, Natalia i Iza z Manchesteru.
Na lotnisku Gatwick London
      Miałyśmy podstawowy hotelik (Panmarie Studios), ale za to w centralnej lokalizacji. Dotarłyśmy późnym wieczorem i od razu udałyśmy się na zwiedzanie miasteczka i na nocny wypad na plażę. Normalnie bardziej typowo i oklepanie już się na dało (klasyczny i sympatyczny model przeciętnych wakacji). Następnego dnia znów poszłyśmy na plażę, a różniej na hotelowy basen. Wszystko było świetnie i super poza faktem, że było wszędzie pełno brytyjskiej młodzieży, nastolatków i ludzi z swoich wczesnych latach dwudziestych. Profilaktycznie już na wstępie naszemu REP-owi z Thomsona powiedziałam, że mam 24 lata. Coś tam stękał, ale ostatecznie chyba uwierzył. Pogoda każdego dnia była idealna.
regeneracja na basenie po długiej nocy w terenie


 
pogoda dopisywała
      Od pierwszego dnia styl życia nabrał rytmu. Basen – plaża –jedzenie – odpoczynek – impreza – spanie i od początku. Po paru dniach byłyśmy już rozpoznawalne w Ayia Napie i oczywiście większość osób myślała, że jesteśmy z Rosji.
strój neutralny na imprezkę
Ja i Iza

 
a to już strój imprezowy, gdy pojawiła się pierwsza opalenizna
      Miasteczko Ayia Napa składa się z różnych barów, dyskotek i restauracji. Większość z nich serwowuje dania uniwersalne, to znaczy kebaby, rybę z frytkami, spaghetti czy kurczaka. Z lokalnych tradycyjnych specjałów spróbowałam dalmadas, czyli miniaturowych gołąbków zawiniętych w liść winogronowy. Kuchnię cypryjska ogólnie można określić jako mieszankę kuchni tureckiej i greckiej, więc napotkane tu smaki nie były dla mnie nowe, dlatego nie miałam aż tak dużego parcia, aby jeść tylko lokalne dania.
 
      Najpiękniejszą plażą w okolicy jest Nissi Beach. Roztaczał się tam przed nami widok lazurowej wody i plaży o jasnym drobnoziarnistym piasku oraz rzeszy plażowiczów.
w tle Nissi Beach
Jak ja kocham grę w rakietki na plaży. Kto był ze mną na plaży, o tym wie.
piana party w barze przy plaży
      W Ayia Napie trudno doszukać się kulturalnych czy historycznych atrakcji, jako że większość turystów w tej akurat miejscowości jest skupiona na imprezach. Można jednak znaleźć tu parę obiektów sakralnych, jak na przykład średniowieczny klasztor w centrum (z XIV wieku).
klasztor
      W pewnym momencie miałam już dość tej błogiej monotonii i udałam się na jednodniową samotną wycieczkę do stolicy Cypru Pólnocnego i zarazem największego miasta na wyspie, czyli do Nikozji.
upał na uliczkach Nikozji
      Robiłam kilka podejść, aby ktoś ze mną pojechał, ale każdego dnia dziewczyny spały na kacu, więc w sumie pojechałam sama. Moim głównym, a właściwie jedynym celem było przejście na turecką stronę wyspy. Tak też zrobiłam.
granica

na granicy (na serio)

po tureckiej stronie
warzywa na bazarze

po tureckiej stronie Cypru
 
      Słyszałam wcześniej, że turecka strona jest biedniejsza i wygląda, jakby czas zatrzymał się tam 30 lat temu. Nie miało się to chyba do stolicy, bo ja nie zanotowałam większych różnic. Nie oddalałam się jednak za bardzo od granicy i okolic centralnych, bo po sytuacji w tamtym roku w Antalyi, gdy jakiś Turas mnie śledził a później mnie zaatakował, nieskutecznie jednak bo zaczęłam bardzo głośno krzyczeć i w sumie to on uciekł (dziewczyny to jest bardzo ważne tak przy okazji, kiedyś opowiedziała mi o tym koleżanka, której koleżanka została zaatakowana przez kolesia w Brazylii, trzeba w pierwszej bardzo szybkiej reakcji wrzeszczeć mega głośno, jeśli ktoś może usłyszeć. W obu przypadkach napastnik się zdezorientował i odpuścił, bo była duża szansa, że ktoś usłyszy krzyk i przybiegnie). Jakiś mam uraz po tej sytuacji z tamtego roku w Turcji i mimo, że Turcja to wspaniały barwny kraj, to na terenach w dominującą turecką kulturą  wolę trzymać się blisko terenów zabudowanych, gdzie naokoło są ludzie. Po tureckiej stronie ku mojemu zaskoczeniu można było płacić zarówno w euro jak i w tureckich lirach. Upał był o wiele większy niż na wybrzeżu, bo nie było wiatru. Zastana temperatura (31 stopni) przez brak wiatru wydawała się wyższa. Cieszę się z tej wyprawy. Byłam w ostatniej na świecie stolicy przez którą przebiega granica dwóch państw. Po tureckiej stronie zjadłam iskander mixed, czyli „kebabowe” mięsko z kurczaka i z baranicy. Popiłam tureckim jogurtem, czyli aymarem i wróciłam na stronę północną.

 
Tarta z kremem i owocami. To akurat adłam w Ayia Napie, ale smakuje równie dobrze jak wygląda, więc musiałam też podzielić się ta fotką. Aż mam ochotę na coś słodkiego, Mniam!
      Plażowanie i imprezowanie trwało do ostatniego dnia. W sumie tak minął mi czas na Cyprze. Wesoło. Trochę inaczej niż zazwyczaj, bo było mało poznawania zabytków, nowych kultur, raczej imprezka, ale taki powinien być wyjazd panieński. Luizce i Adrianowi życzę szczęścia na nowej, oficjalnie przypieczętowanej religijnym sakramentem drodze życia. Również chcę pozdrowić ciepło Izę i Natalię, moje dwie nowe koleżanki i podziękować im za wspólne imprezki. Obie są zakręcone, a Iza do tego jest specjalistką w podrywaniu facetów i skarbnicą wiedzy na tej temat (prawda Iza? haha).
skład
      Każdy mój post kończę przybliżeniem moich planów na przyszłość, szczególnie podróżniczych. Dajemy więc z tematem. Za 2 tygodnie lecę do Polski, bo w sumie nie byłam od lutego. Chcę znów trochę pojeździć rowerem, pohuśtać w hamaku i popatrzyć na najpiękniejsze zachody słońca, które widzę tylko z mojego domu na wiosce. Chcę poczuć ten relaks i melancholię na chwilę. Pomieszkam jeszcze trochę w Londynie, ale na pewno nie dłużej niż 3 -3 i pół miesiąca, bo już tej pogody, flegmatyczności i tylu palaczy na ulicach nie zdzierżę dłużej. Potem na zimę chcę polecieć gdzieś poza Europę. Życzę wszystkim dużo energii i determinacji. Damy radę! J

 
A teraz extra bonus:
Ja wyobrażająca sobie, że to ja zapijam mój panieński hahaha

moja mina aktorska "Żal panieńskich lat"

w  teraz akcent folklorystyczny

no i na koniec niezapomniana przejażdżka na byczku :D hahahah Pozdro kochani!