Będąc nad rzeką Lampara, wiedziałam, że nieuchronnie zbliża
się data mojego lotu do Stanów Zjednoczonych. Zostało mi tylko 3 dni. Chciałam
zobaczyć piramidy Majów. Po prawie całodziennej podróży, która była wyjątkowo niekomfortowa,
nawet jak na gwatemalskie standardy, dotarłam do otoczonego jeziorem miasteczka -wyspy o nazwie Flores. Miejsce było przepiękne, wielokolorowe i
gorące. Temperatura przypominała mi Panamę City, czyli poziom "gorąco jak w piekle". Flores
było moim punktem wypadowym do Tikal.
Typowa uliczka Flores |
Po szybkim rozeznaniu w cenach
zdecydowałam się na jedno z biur i wykupiłam na następny dzień wycieczkę z
przewodnikiem. Oczywiście sprzedawca obiecywał, że grupy z przewodnikiem są
zazwyczaj 10-osobowe w co nie chciało mi się za bardzo wierzyć. Wstałam
kolejnego dnia po trzeciej nad ranem, bo na bus do Tikal musiałam być gotowa na
4:30 rano (środek nocy można powiedzieć). Bus dotarł na miejsce o 6 rano i
rozpoczęło się zwiedzanie. Grupa liczyła 22 osoby. W jednym chwili zagotowałam się z wzburzenia. Co więcej, wykupiłam tour po hiszpańsku, a przewodnik nawijał po
angielsku, bo prawie cała grupa była anglojęzyczna. Na szczęśćie szybko
wymyśliłam plan pod kryptonimem „zadręczyć przewodnika”. Przemieściłam się do
pierwszej linii, aby iść na równi z przewodnikiem i zaczęłam zadawać mu pytania
i rozmawiać z nim. On też się pytał, jak mam na imię i skąd jestem bla bla bla…
Na początku go to chyba trochę irytowało i postanowił mnie zawstydzić, ale plan
mu się nie udał. Przedownik był z jajem, zaczął jakiś wywód o piramidach i
przeszedł płynnie na prywatę, mówiąc przed całą grupą, że w następnym tygodniu
ma czterdzieste urodziny, ma 2 dzieci, które zamierza porzucić i przeprowadzić się do
Polski i rozpocząć nowe życie z Ewą. Cała grupa na mnie. Ja się wcale nie
zawstydziłam, tylko się śmiałam. Znam te zagrywki psychologiczne na
natarczywych ludzi, na hotelowej animacji trochę się ich nauczyłam, próbując zawstydzić zbyt
aktywnych aż do znudzenia klientów. Więc trafił swój na swego można powiedzieć.
W końcu przewodnik Luis, mimo że był starym wyjadaczem w swoim fachu, poddał
się i postanowił mnie zaakceptować. Cierpliwie odpowiadał na pytania w stylu „A
ten budynek był przeznaczony bardziej do celów religijnych i rytualnych, czy
odbywały się tak spotkania natury politycznej?”.
Przewodnik wycieczki Luis w chwili zadumy |
Luiz przetrwał moje gradobicie pytań, jaki jest teraz radosny |
Bardzo podobała mi się
wycieczka. Majowskie piramidy Tikal zrobiły na mnie większe wrażenie niż ruiny
Copan w Hondurasie. Wciąż jednak moim numerem jeden wśród pozostałości z czasów
sprzed konkwisty pozostają azteckie piramidy Teotihuacan niedaleko miasta
Meksyk, jak na przykład Piramida Słońca. Historia Teotihuacan też o wiele
bardziej mnie interesuje, no ale to są gusta i guściki. Każdy może mieć inne
zdanie. Może, gdy kiedyś (pewnie w ciągu najbliższych paru lat) trafię do Machu
Picchu to mój ranking się zmieni, kto wie...
Tikal |
Tikal |
We Flores udałam się również na mały
shopping. W końcu kupiłam piękny, solidny, ręcznie robiony hamak, który
zamierzam w Polsce zamontować w moim pokoju, gdy już w końcu będę go miała, jak
i mieszkanie, czyli, gdy uznam, że czas zakończyć życie włóczęgi (kiedyś…).
Po tym intensywnym dniu, który zaczął się
przed 4 nad ranem, udałam się nocnym autobusem do Gwatemala City, czyli do
stolicy, aby spędzić tam ostatni dzień w Ameryce Centralnej.
Rada driftera na dziś:
W
GWATEMALI ZAWSZE TRZEBA SIĘ TARGOWAĆ O CENĘ, bo pierwsza zazwyczaj jest celowo
zawyżona, aby można było łaskawie ją obniżyć.
Kolorowy gwatemalski świat |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz