wtorek, 8 kwietnia 2014

ATLANTA …a może by tam zostać?

   Atlanta znalazła się na trasie mojej podróży wyłącznie z przyczyn praktycznych i logistycznych. Kupując bilety za dolara na Mega Busa akurat musiałam zrobić 2 dni przerwy, bo nie było już biletów w tej cenie na wcześniejsze dni, nie istniało również bezpośrednie połączenie do Waszyngtonu z Florydy. 
Mega Bus -starszy brat Polskiego Busa

   Poczytałam sobie trochę w Internecie o mieście i uznałam, że może być interesująco, Właśnie w Atlancie tworzyła się ważna część amerykańskiej historii... historii walki o równość ludności czarnoskórej. Tu urodził się Martin Luter King Jr., ale to nie wszystko. Tu została stworzona marka Coca-Cola, tu swoją główną siedzibę ma CNN, a co więcej, ¾ amerykańskich celebrytów pochodzi z Atlanty. Większość ludności jest czarnoskóra, więc kultura hip hopu jest tu silnie rozwinięta, w USA panuje opinia, że w Atlancie powstają najlepsze hip hopowe kawałki. Widziałam tam też wiele sklepów w gadżetami w stylu blink blink.
Gangsta style :) Srebrne nakładki na zęby .

   Przybyłam wczesnym rankiem i zimno mnie przeraziło. Pierwszy raz od opuszczenia Polski 13 stycznia poczułam prawdziwy północny chłód –to niemiłe doświadczenie. Po raz kolejny znalazłam darmowy nocleg przez stronę couch surfing. Tym razem było bardzo imprezowo, bo  moim hostem był DJ o wenezuelskich korzeniach z miasta Maracaibo, Frankie. Gdy przybyłam do jego mieszkania o 10 rano, mój host jeszcze był ożywiony po imprezie. Frankie na stronie couchsurfing.org ma status ambasadora, co oznacza, że gościł wiele osób i organizował spotkania lokalnych couchsurferów, czyli trafiłam na osobę z dużym doświadczeniem. Frankie również podróżował sporo. Zabrał mnie pierwszej nocy na szaloną imprezę, której końca nie pamiętam. Byliśmy najpierw na grillu w parku, później przenieśliśmy się do klubu, gdy było jeszcze widno na dworze, a wyszliśmy nie wiem kiedy, bo to już był czas niezakodowany w mej pamięci. Impreza była jak z jakiegoś gangsterskiego teledysku. Pamiętam dragg queen show i tancerki erotyczne. Wszyscy wkładali im dolary za bieliznę. Mój host dał mi też parę dolarów dla zabawy (swoich bym przecież na taką głupotę nie wydała) i też im wkładałam dolary. Muzyka mi się podobała, ogólnie to ciekawe doświadczenie. Te dolary wkładane za biustonosz jednej z tancerek to ostatnia rzecz jaką pamiętam. Później się obudziłam, było już rano i bolała mnie głowa. Tak powitała mnie Atlanta amerykańską hardcorową imprezą.
   Następnego dnia Frankie zabrał mnie na zwiedzanie miasta. Koleś pracuje mało i jak już coś to w nocy grając na imprezach, więc miał dużo czasu, aby pokazać miasto. Stałam przy domu, w którym urodził się Martin Luther King Jr, byłam w kościele, w którym przemawiał, stałam przy grobie Margareth Mitchel, autorki książki Przeminęło z wiatrem, byłam na placu upamiętniającym igrzyska w Atlancie, byłam w miejscu, gdzie powstała pierwsza Coca Cola. Zwiedziłam główne ulice, pomniki, jednym słowem zaliczyłam kompletne zwiedzanie miasta, wliczając w to kosztowanie typowej dla stanu Georgia kuchni. Kolejna noc była spokojniejsza, bo był to poniedziałek i kluby nie były zapełnione. Poszlśmy do trzech na perę piwek/drinków/shotów i tyle. Miasto mi się tak spodobało, że chciałam tam zostać. Poznałam wiele świetnich osób na spotkaniu couch surfingu, tak jak w Miami. Już nawet zastanawiałam się, gdzie pracę znajdę.
W tym domu urodził się i spędził życie Martin Luther King Jr
Grób Martina Luther Kinga Jr
Spacerując ulicami miasta
Baza dowodzenia CNN

Świat Coca-Coli
Świat Coca-Cola i moja poza wyprawy.
Grób autorki "Przeminęło z wiatrem"

   W Stanach panuje opinia, że Atlanta jest niebezpieczna, ale ja mogę powiedziec, że to bujda. Po prostu większość ludzi tam jest czarnoskóra, a w Stanach, jak już zdążyłam się przekonać, jest duża dyskryminacja rasowa, ale to temat prawie że tabu, bardzo delikatny. Ludzie kojarzą Atlantę z przestępczością, bo czarna ludność kojarzy się z przestępczością. Miasto jest bardzo nowoczesne, zarobki są dobre, koszty życia tańsze niż w Nowym Jorku, pogoda dobra,  ciepło i przyjemnie. Czułam się w Atlancie jak przybysz z trzeciego świata.
   Miałam wielkie szczęście, że trafiłam tak tak dobrego człowieka na couchsurfingu jak Frankie. Tak pomocnej osoby dawno na swojej drodze nie spotkałam. Samo dobro. Może to dlatego, że jest on z Wenezueli. Chyba rodzą sie tam dobrzy ludzie. Mieszkając w Benidormie na Costa Blanca w Hispzanii kolegowałam się z pewnym chłopakiem z Wenezueli i teź był bezinteresownie pomocny (taka mała dygresja).
Mój host Frankie i  nasz bardzo amerykański dinner w amerykańskim rozmiarze.

   Z Atlanty udałam się znów busem za dolara (jedyna 11 godzin drogi) do stolicy, czyli do Waszyngtonu, ale o tym w kolejnym poście :)

PS. Tak na marginesie chciałam dodać, że szczerze się cieszę, że sa osoby, które czytają mój blog. Doceniam, że znajdujecie na to czas i mam motywacje, aby pisać dalej. Życie pisze ten scenariusz :)

Rada driftera na dziś:

To powiedzenie jest w Stanach bardzo popularne i prawdopodobnie pochodzi ono właśnie z tego kraju. JEŚLI ŻYCIE DAJE CI CYTRYNĘ, ZRÓB Z NIEJ LEMONIADĘ.  
Złote myśli z baru "Church" w Atlancie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz