Bardzo szybko okazało się, że odwiedzenie
miejsca, które nie jest opisane w polskiej wikipedii to żaden wyczyn. Tym razem
mieszkałam na wyspie, która nie wyświetla się na mapie w google!
Panama ma pewien region autonomiczny, do
którego przy wjeździe trzeba okazać paszport, jak na granicy. To region Kuna
Yala zamieszkały przez Indian Kuna. Do ziem Kuna przynależy też 365 wysp ,
które zaczynają się na wysokości „połowy Panamy” i ciągną do terytorium Kolumbii. Wyspy są
małe, niektóre mają nawet 20-30
metrów długości, poza tym tylko ludzie stąd znają ich
dokładne położenie. Większości z nich nie ma na mapach google.
wyspa Pelicanos |
Po niezbyt długich poszukiwaniach udało mi
się odnaleźć wśród couchsurfingowej społeczności tylko jedną osobę mieszkającą
na wyspach należących do Kuna Yala i to do tego rodowitego Indianina Kuna. Wyspa,
na której mieszka Aurelio, mój kolejny gospodarz, nazywa się Wichub Wala i nie
jest oznaczona na mapach. Tuż obok jest inna wyspa Ukutupu, gdzie nocowałam.
Nie ma tam wielu udogodnień, jak wifi, ciepła woda, pralka itp. Prysznic to
drewniana komórka trzymająca się na balach na morzu. W małym chlewiku stoi
wielki baniak z słodką wodą i przecięta w połowie plastikowa pięciolitrowa
butelka, która służy jako nabierak. Polewa się wodą, namydla i spłukuje. Woda
ścieka przez szczeliny między deskami do morza. To przykład atrakcji na
wysepkach archipelagu San Blas. Co ciekawe pobyt w takim miejscu kosztuje 60
dolarów na noc! Indianie Kuna zarabiają na czym się da, ale o tym później, bo
to dłuższy temat, który mnie dosyć irytuje.
mój apartament, który turystę kosztuje 60 $ (ja oczywiście za darmo) |
Po kolei. W
wielkim skrócie, jak żyje indiański naród Kuna Yala (z tego może kiedyś zrobię
artykuł, bo dowiedziałam się dużo rzeczy, których nie usłyszałam nigdy podczas
dwóch lat magisterki na latynoamerykanistce, więc warto się podzielić informacjami).
Indianie Kuna
mają dużą autonomię, którą wywalczyli sobie w 1925 roku drogą rewolucji.
Obecnie państwo Panama nie wtrąca się za bardzo w życie w tym regionie.
W kulturze Kuna
kobieta pełni ważniejszą rolę od mężczyzny. Gdy para bierze ślub, mąż przeprowadza
się do domu żony i jej rodziny. Córki dziedziczą w pierwszej kolejności.
Mężczyzna pracuje, ale kobieta trzyma kasę. Nawet jeśli mąż zarobił więcej niż
zwykle, oddaje wszystko żonie i ona wydziela mu pieniądze. Zasady życia Indian
Kuna to fenomen.
Kobiety noszą
stroje tradycyjne, jeśli tego chcą. Musza jednak mieć ścięte krótko włosy, aby
je nosić. Wskazany jest też złoty kolczyk w przegrodzie nosowej. Mężczyźni ubiegają się w stylu europejskim.
Każda wyspa ma
swoją radę, "mini" parlament i może wprowadzać własne prawa.
Wjazd na
terytorium Kuna Yala kosztuje 10 dolarów, przebywanie w każdym porcie, z
którego płynie się łódką wymaga opłaty „portowej” 2 dolarów. Wiele w wysp
posiada plaże, które są prywatne, należy zapłacić 2 dolary za przebywanie na
plaży. Za zrobienie zdjęcia ze zbliżenia trzeba poza pozwoleniem danej osoby
zapłacić 1 dolara. Indianie Kuna pokazują swoje tradycyjne życie turystom traktując samych siebie jak zwierzęta w zoo motywując się zielonym dolarem. Mole, czyli haftowane części bluzki,
które wyrabiają, sprzedają w większości Chińczykom po 150-300 dolarów za sztukę.
Najdroższe wyroby osiągają cenę nawet
400 dolarów (wciąż pokazując turystom swoje biedne życie z wodą z beczki).
Wyspy, na których mieszkają Indianie Kuna lub są ich właścicielami słyną z najlepszych plaż na
świecie. W wielu rankingach top 10 najpiękniejszych plaż na świecie można
znaleźć panamskie wyspy archipelagu San Blas.
Teraz i tym, co
mnie tam spotkało.
Czekając na Aurelio w porcie parę godzin
poznałam wiele osób. Pierwszą poznaną osobą był Manu, który po 5 minutach
znajomości powiedział „Może dasz mi swój facebook, tak na wypadek, gdybyś
chciała wyjść za mnie za mąż”. Oczywiście śmiałam się z tego, ale za tym
tekstem stoi głębszy temat, o którym słyszałam już parę historii. Indianie, i
nie tylko Kuna, ale tak tamo z Boliwii, Peru itp. próbują znaleźć sobie żony
Europejki lub Amerykanki, aby rozkręcić biznes. Mój kolega Manu opowiedział mi,
jak na sąsiedniej wyspie pewien Kuna ożenił się z Hiszpanką. On miał ziemie,
ona miała pieniądze. Zbudowali hotel za jej pieniądze na jego ziemi i teraz
żyje im się całkiem dobrze.
Oto Manu. Trzeba
przyznać, że pasujemy do siebie.
Było śmiesznie,
aż do momentu, gdy miałam przyjemność poznać Sekretarza ds. Turystyki Narodu
Kuna. Rola tego człowieka jest podobna do roli oficera wyższej rangi, stróża porządku społecznego. Gdy
siedziałam na ławce w 4 Indianami i kierowcą jeepa organizującego wycieczki
popijając wodę z kokosa, opowiadając o Polsce i słuchając ich historie nie było
to typowe turystyczne zachowanie.
mój boysband z portu Tupile |
Turysta powinien dotrzeć do portu, zapłacić 2 dolary i odpłynąć
łódką. Ja byłam tam jedyną osobą, która nie płaciła za pobyt. Pan sekretarz
początkowo się zdenerwował, musiałam dać mu numer telefonu do Aurelio, wytłumaczyć,
czemu tu jestem itp. Powiedziałam więc, że przygotowuję się do doktoratu ze
studiów latynoamerykańskich w jednej z najlepszej instytucji naukowych Europy
Wschodniej (dobra reklama to połowa sukcesu) i że nie mam nawet ubezpieczenia
ani nie czuję zagrożenia, bo, jak odpowiadam zawsze, angelitos me quidan bien, czyli aniołki się dobrze mną opiekują. Trochę
przekonało to sekretarza, który zaczął opowiadać, jak to był na stypendium w
Rosji w czasie studiów i nawet umie mówić po rosyjsku. Powiedział też, że w
Polsce mieszka pewien Indianin Kuna, który 30 lat temu poleciał do Polski
studiować i tam został. Jak wrócę, to postaram się go odnaleźć. Trzeba dodać, że już od kilku osób usłyszałam o wyjazdach na stypendia do Polski, Ukrainy, Rosji
za komuny. Jakieś 2 tygodnie temu rozmawiałam z nauczycielką w Kostaryce, która
pochodziła z Ekwadoru i też była na stypendium w Europie Wschodniej 25 lat
temu.
ja i Pan Sekretarz |
Gdy Aurelio, trzydziestoletni Indianin Kuna,
absolwent turystyki w Panama City, prowadzący obecnie rodzinny biznes hotelowy, zabrał mnie na swoją wyspę. Szczerze się bałam, bo nigdy wcześniej nikt nie
prowadził motorówki na pełnym morzu tak jak on.
Cała byłam mokra od słonej wody, bo motorówka wiele razy podskakiwała na falach. Później przekonałam się, że
wszyscy tu prowadzą motorówki w ten sposób. Pierwszy dzień był edukacyjny.
Aurelio opowiadał mi cały czas o zwyczajach Kuna i tym, jak żyją. Pokazał mi
swoją wyspę i kilka sąsiednich. Opowiedział trochę o sobie i przedstawił swoją
rodzinę, od dziadka zaczynając, a kończąc na malutkich siostrzeńcach i
zwierzętach. Drugiego dnia, już za dorzuceniem się do paliwa, jego znajomi zabrali
mnie wraz z grupą panamskich turystów na plażowanie na paru innych wyspach. Co
tu mówić, plaże jak w raju, chaty z liści palmowych, brak prądu i kontaktu z
cywilizacją oraz węszący dolar Indianie Kuna w pięknych strojach plus turyści.
Aurelio i ja |
Najlepszym doświadczeniem numer 2 było
poznanie papugi o imieniu Feni, która nie chciała mnie opuścić i tylko, gdy
jedna ręka mi zaczynała drętwieć to podstawiałam jej drugą, aby się
przesiadła.
Pozytywnym doświadczeniem numer 1 było poznanie Itana i Kaytleen, kuzynostwa Aurelio, którzy mieli jeszcze tę dziecięcą dobroć i naiwność. Dziesięcioletnia dziewczynka pierwszego dnia zobaczyła, że mam paznokcie pomalowane na biało i na drugi dzień przyniosła mi prostą bransoletkę zrobioną z kawałka posplatanej nitki w białym kolorze. Będę nosić ją na szczęście, choć już jest szara, bo wiem, że szczery prezent to dobra energia. Dzieciaki dorwały się do moich kosmetyków i zaczęła się zabawa w salon piękności. Później przyszła pora na zabawę aparatem, który najmniejszy kuzyn trochę zepsuł wpychając palce w przesłonę obiektywu. Mam nadzieję, że jakieś ze zdjęć, które dzieci same sobie zrobiły, uda mi się kiedyś sprzedać i ta strata okaże się inwestycją. Opowiadałam cierpliwe o zimie, gdy Kaytleen mówiła rozczarowana, że u nich nigdy morze nie zamarzło. Było to urocze.
Feni i ja |
Pozytywnym doświadczeniem numer 1 było poznanie Itana i Kaytleen, kuzynostwa Aurelio, którzy mieli jeszcze tę dziecięcą dobroć i naiwność. Dziesięcioletnia dziewczynka pierwszego dnia zobaczyła, że mam paznokcie pomalowane na biało i na drugi dzień przyniosła mi prostą bransoletkę zrobioną z kawałka posplatanej nitki w białym kolorze. Będę nosić ją na szczęście, choć już jest szara, bo wiem, że szczery prezent to dobra energia. Dzieciaki dorwały się do moich kosmetyków i zaczęła się zabawa w salon piękności. Później przyszła pora na zabawę aparatem, który najmniejszy kuzyn trochę zepsuł wpychając palce w przesłonę obiektywu. Mam nadzieję, że jakieś ze zdjęć, które dzieci same sobie zrobiły, uda mi się kiedyś sprzedać i ta strata okaże się inwestycją. Opowiadałam cierpliwe o zimie, gdy Kaytleen mówiła rozczarowana, że u nich nigdy morze nie zamarzło. Było to urocze.
salon piękności Kuna Yala |
Mogę powiedzieć, że wizyta u Indian Kuna
było unikalnym doświadczeniem. Nie chciałabym jednaj spędzić tam, powiedzmy,
całego tygodnia. Ciężko zasnąć w pokoju na balach, gdzie fale w nocy są tak
silne, że wydaje się, że jest burza. To inne życie, prawdziwe i piękne, ale nie
moje. Szczególnie, że jako osoba niepłacąca, obserwowałam,
jak to wygląda. Tradycja pięknej, zachowanej, odmiennej kultury i dolar
szeleszczący w tle.
To zdjęcie idealnie przedstawia
współczesnych Indian Kuna. Nic dodać, nic ująć.
Po raz pierwszy od 3 tygodni piszę z lekkim,
to znaczy 2-dniowym opóźnieniem. Od Indian wróciłam 2 dni temu. Teraz przebywam
znów w Panama City, więc nie będę drugi raz opisywać tego samego miejsca. Jako
młoda, głodna życia kobieta, niezależna, lubiąca iść w nieznane, a no i bardzo
skromna oczywiście (hehehe bo w Polsce każdy chwalony człowiek udaje, że to nieprawda
i nie zasługuje na słowa uznania, a skromność to wielka cnota) uległam drobnemu zachwianiu emocjonalnemu,
przez co straciłam kilka dni na nic nie robienie. Jak pisałam w poście o Panama
City kilka dni temu, przyczepił się do mnie jak rzep do psiego ogona pewien młodzieniec
z USA i trochę mu odbiło. Jego obecność spowolniła moją podróż, bo zamiast
działać i podbijać świat, podbiłam chyba serce Bogu ducha winnego człowieka.
Oto przykład radosnej twórczości mojego kolegi.
Miało być "Wiele jest kwiatów w dżungli, ale ty jesteś tym jedynym o najjaskrawszych kolorach" ale google translator jak zawsze tłumaczy genialnie i tak przetłumaczył z angielskiego hahahh |
Poza tym naprawdę
Panama City jest świetna, stolica, gdzie wciąż jest lato, ludzie dbają o swój tryb
życia oraz nie są zgorzkniali i jedzenie jest smaczne.
magiczne miasto Panama |
Rada z życia
driftera na dziś:
ZAWSZE PYTAJ O
RADY. Nie ma lepszego źródła informacji niż rozmowa. Podczas mojej podróży masa
decyzji dotyczących trasy, miejsc zatrzymania czy taniego transportu zapadła
spontanicznie ze względu na cenne sugestie. Kto pyta nie błądzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz