Witam kochani! Jeśli jakiś czytelnik
zaczyna przygodę z moim blogiem od tego posta, odsyłam do poprzedniego o
Harlemie, w którym tłumaczę, czemu mój eksperyment nosi tytuł „Madonna”. Tu
skupię się od razu na opisie i efektach, aby się nie powtarzać. Chciałam
sprawdzić, jak 10 imprez w ciągu 3 tygodni w najlepszych klubach na Manhattanie
może wpłynąć na moje życie. Wcześniej spotkałam tam ludzi z celebryckiego
świata. Ciekawiło mnie czy klubowe kontakty mogą cokolwiek przynieść dobrego, a
może jakieś romanse klubowe w życiu prywatnym są w stanie coś zmienić. Przed
eksperymentem zastanawiałam się, czy łażenie po barach i klubach to strata
czasu, która przynosi tylko kaca i niewyspanie. Kluby (poza ostatnim z listy) to miejsca
w dużą selekcją, gdzie normalni goście płacą za samo wejście
kilkadziesiąt lub kilkaset dolarów (poza ostatnim klubem, który nie był lanserski).
Ja oczywiście chodziłam tam za darmo. Każdy klub ma promotorów, którzy
wprowadzają za darmo jakieś 10-20% ludzi, którzy muszą posiadać jakąś
prezencję, aby nie było problemu, że któregoś dnia klub będzie pusty. Reklama
to podstawa.
W 9 z 10
przeimprezowanych nocy towarzyszyła mi moja współlokatorka Martyna. Często w
ciągu jednej nocy szłyśmy na dwie imprezy, na przykład od północy do 2-2:30 nad
ranem pierwszy klub i od 2 do 4-5 inny.
Odwiedzone kluby
podczas eksperymentu:
V.I.P. Room,
Le Souk
The Griffin
1 OAK
The DL
Stage
Forty8
Opus
lounge The
Attic,
Finale
lounge bar ERA
Oto kompletny raport. Słowo „X” oznacza imię pewnego
chłopaka, które dane wolę pozostawić utajnione. Eksperyment rozpoczął się 11
maja…
Noc 1. 11 maj
V.I.P. Room –„lans niedzielny”. Miejsce, które odwiedzili wielokrotnie artyści
pierwszej ligi, jak Rihanna, Drake, Wiz Khalifa, Busta Rhymes itp. Miałam strój
klasyczny, dopracowany w każdym szczególe, czarna sukienka i elegancja. Moje
zachowanie jednak zepsuło efekt. Upiłam się troszeczkę i parę razy wywaliłam w
obcasach, co za wstyd (raz w klubie, raz przed klubem i raz wsiadając do taxi).
Pisałam sms-sy do „X” choć mnie ignorował całą noc, poza tym skutecznie, kilkukrotnie odmówiłam randki z milionerem (bo nie wiedziałam, ze jest bogaty,
nie miał tego na czole wypisanego), żaliłam się sprzedawcy w sklepie nocnym
naprzeciwko budynku, w którym mieszkam, że ze wstydu skoczę z okna. Zastanawiałam
się nad przerwaniem eksperymentu po 1. wyjściu, początek to była pełna katastrofa.
Noc 2. 12 maj Le
Souk –już nie tak lansersko, ludzie już na innym poziomie, bardziej zwyczajni i
rozrywkowi. To nie miejsce do lanserki, już to wiem. Ludzie tam tańczą i bawią
nie wesoło. Zmiana klubu.
The Griffin –wstęp może kosztować nawet po kilkaset dolarów
od kolesia. Najlepsze miejsce na imprezy poniedziałkowe. Klub ma famę i często
przyjezdni są w stanie zapłacić każdą cenę, aby tam wejść (nie ja, rzecz
jasna). Miałam look dosyć nietypowy, ogrodniczki
w stylu lat 90., oldschool uliczny. Strój odniósł pełen sukces, miałam duże
powodzenie, wciąż ktoś pytał o numer lub chciał mnie poznać. Stawiłam czoło
wstydowi po nocy w V.I.P. Roomie… nawet nikt nie pamiętał moich upadków. Tej
nocy piłam mało alkoholu. Wróciłyśmy z jakimiś początkującymi muzykami, po zachowaniu sądząc nic nie
wartymi, choć dużo kolesi mnie podrywało, żaden beef cake specjalnie mnie nie
zainteresował. „X” nie pojawił się w klubie tej nocy. O 4 nad ranem odbyłam
spacer ulicą 125 .na Harlemie, która uchodzi za najniebezpieczniejszą. Byłam z
Martyną. Obie byłyśmy w obcasach i krótkich jeansach. Nie czułam jakiegokolwiek
niebezpieczeństwa i kolejny raz nie wiedziałam, czemu Harlem wciąż ma złą famę.
(13 maj-odpoczynek)
Noc 3. 14 maj
1OAK – Zaczęło się nudno. Po godzinie
wciąż było nudno, więc opuściłyśmy klub około drugiej. 20 minut później nasza
kumpela, która została, wysłała sms, że imprezuje właśnie z Leonardo di Caprio
przy jednym stoliku. Kolejna nauczka, w tym klubie należy zostawać dłużej.
Później pojechałyśmy na rooftop party w klumie DL, gdzie
zrozumiałam, że „X” to 100% klubowy podrywacz, który wciąż jest otoczony
wianuszkiem dziewczyn. Martyna aka broken heart
girl wypisywała do „Y” (imię utajnione), tym razem na nią padło skompromitować
się, a nie na mnie.
|
DL |
Noc 4. 15 maj
Stage Forty8 – nie było „X”, a ja taką ładną kreację zmarnowałam na tak nudną
imprezę. Za sukces uznaję, ze nie zasnęłam na niej. Dużo dziewczyn ze sztucznym
tyłkiem i cyckami, większość czarnych i latynosek, białych ok. 10%, a Europejek
jakieś 5% wszystkich gości. Mało alkoholu. Design ładny.
(16maj -odpoczynek)
17maj -melancholia, myślenie o „X”)
Noc 5. 18 maj
znów V.I.P. Room – no i kolejna kompromitacja.
Powiedziałam „X” i jego kolegom, że mi się podoba, ale on mnie ignoruje i jak
mnie nie chce, niech mi w twarz to powie to się od niego odczepię. W
międzyczasie pocałowałam się z jakimś kolesiem w klubie i z kilkoma pogadałam.
„X” powiedział, że zadzwoni. Chciał na pożegnanie pocałować mnie w policzek,
ale przekręciłam twarz i pocałowałam go w usta. Co za oklepana, beznadziejna i
żenująca akcja. Teraz to już wszyscy mnie mają za na serio za stukniętą.
(19-22 maj –eksperyment zatrzymany przez zbytnią kompromitację
związaną z „X”, który nie zadzwonił ani nie napisał…Poczułam, że pora zniknąć
na moment.)
Noc 6. 23 maj – Opus,
klub mały, nie jest jakiś super popularny. Ostatnio bardzo poprawił swoje
notowania, bo 2 tygodnie temu Drake tam imprezował tam w piątkową noc. Ja byłam
tam w piątek, tydzień po „Drake’u), ale jego tam, nie było. Porażka, nudno, na
dworze wielki deszcz, nie był „X”, a ja tak ładnie się ubrałam na marne. Poza
tym poznałam koszykarza fajnego, wymiana numerów i instagramów nastąpiła, ale
później odzew był niewielki. Klub wydał mi się mały, nie odczułam też wpływów
celebryckich.
Noc 7. 24 maj
–The Attic, lounge bar na dachu wieżowca w centrum. Pierwszy raz byłam na imprezie dziennej, tzw. brunchu, pierwszy raz też byłam bez obcasów w stroju dziennym i
z byle jak zrobionymi włosami. Wróciłam do domu przed 11 w nocy, już po
imprezie, był X” i przytulał mnie czule, rozmawiał jak człowiek, wróciłam
bardzo szczęśliwa z imprezy dzięki temu. Poziom endornif (hormonów szczęścia) w
moim ciele był super wysoki, piękne uczucie. Świetna impreza, ludzie zachowywali
się naturalniej niż nocą w klubach. Fajnie było, „X” jest wysoki , gdy byłam
bez obcasów, zauważyłam, że jest o ponad głowę wyższy ode mnie, tak mi miło było
w jego ramionach, że bym chciała być w nich dłużej…. To wszystko efekt
zastosowania nowej taktyki zachowania, poleconej przez Martynę. Ignorowałam „X”
cały czas, aż sam podszedł. Zadziałało wspaniale!
|
po brunch party |
(25 maj –odpoczynek)
Noc 8. 26 maj,
znów The Griffin –porażka, najsmutniejsze wyjście w historii mojego pobytu w
Nowym Jorku. Koledzy „X” i „X” olali nas, wyszli z klubu bez słowa. „X” za rękę
i przytulony ciągle z jakaś dziewczyną. Już po zawodach, przez „X” nie ma
opcji, abym gdziekolwiek z nimi wyszła. Wróciłam smutna, bardzo smutna i
zawiedziona.
(27-28 maj– mam już wy**bane na to całe klubowanie…)
Noc 9. 29 maj,
klub Finale –w końcu nowy klub i nie było „X”. Ja też przemyślałam sytuację i już sobie odpuszczę kolesia. Miejsce wygląda zjawiskowo,
selekcja jest ostra, jest to jedno z miejsc pierwszej ligi, jak V.I.P. Room. Dobrze
się bawiłam, potańczyłam sporo, znów olałam typa, który jest powiedzmy sławny,
ale ja o tym nie wiedziałam. Był to DJ Clue, ten który robił bity to mojej
ukochanej piosenki raperki Eve „Who’s that girl”. Piosenkę DJ’a Clue i Eve
przesłuchałam na pewno ponad tysiąc razy w życiu. Gdybym wiedziała, że to on to,
po pierwsze był go nie ignorowała ciągle, a nawet pierwsza zaczęłabym się do
niego przystawiać. No ale cóż, zawaliłam akcję, sorki Dj Clue, chciałeś
wiedzieć „Who’s that girl?”, ale nie tym razem.
(30 maj -odpoczynek)
Noc 10. 31 maj,
radio DTF i klub ERA na Queens –już miałam po dziurki w nosie tego Manhattanu i
tych samych ludzi. No ale wiedziałam, że nie mogę przerwać eksperymentu na
samym końcu. Chciałam coś zmienić. Poszłam pierwszy raz bez Martyny. Pewnego
razu poznałam Petera na ulicznym festiwalu. Byłam bez makijażu i w stroju z
sportowym i akurat chciałam zrobić zdjęcie na poprzedni wpis na bloga. Rozmowa się
rozpoczęła i jak to bywa, gdy się spotyka osobę z podobną energią do Twojej, po
5 minutach już ma się wrażenie, ze się zna kogoś całe życie. Tak było z tym .gościem Od razu się
zakumplowaliśmy. Peter jest supervisorem w firmie “HipHop USA”, coś tam rapuje i prowadzi różne eventy, jest tzn. hostem, konferansjerem itp. Tego dnia był gościem w
pewnej sobotniej audycji w radiu na Brooklynie i zapytał, czy nie chcę mu
towarzyszyć. Ja niegdy w życiu w radiu nie byłam, więc zaproszenie od razu przyjęłam. Do radia spóźniliśmy się 50 minut, bo siedzieliśmy na stacji metra
i gadaliśmy popijając Bacardi z colą z plastikowych kubków. On tam zareklamował mnie jako wielką podróżniczkę i bloggera haha i aż chcieli za mną pogadać na antenie,
no ale odmówiłam, bo pomyślałam, że mój angielski jeszcze do radia się nie
nadaje kompletnie. Peter i inni w studio rapowali na freestyle'u, dużo slangiem i ja się
trochę obawiałam, że jak na antenie prowadzący zapyta mnie o coś slangiem to
nie zrozumiem pytania i będzie wstyd, bo audycja była na żywo. Po wizycie w radiu
pojechaliśmy wraz z zaproszonym do audycji DJ’em na imprezę na dzielnicę Queen,
gdzie koleś był gwiazdą wieczoru. Było super, w końcu normalni, nie zblazowani
ludzie i dużo rytmów na pograniczu r’n’b i latino. W końcu trafiłam na świetną
ekipę. Goście byli normalni, nie było tam celebrytów czy supermodelek, było
PRAWDZIWIE!
|
Peter Colon, Ja i Dj Rey |
Eksperyment
zakończony. Wnioski? Imprezy nic nie dają, ale wprowadzają ciekawe
zamieszanie w życiu młodego człowieka. Lanserka w większości przypadków nie ma
nic wspólnego w prawdziwie dobrą zabawą. Ostatnia z 10 imprez wprowadziła mnie
w świat Hip Hop USA. Teraz też będę się przyczyniała do rozwoju marki. Ludzie mnie polubili i mi zaufali. Nawet prowadzący audycję w radiu podszedł
do mnie po zakończeniu i powiedział, że ma wrażenie, że jeszcze się spotkamy w
tym studio i następnym razem będę na antenie. Coś mu mówiło, że jeszcze powrócę tu w innym charakterze. No zobaczymy, czy koleś się nie myli :)
Bonus:
Hip hop w New York City
W tym mieście
robienie hip hopu jest jak sport. Każdy chce i może uczestniczyć, ale nie każdy
jest w tym dobry. Na Bronxie czy na Harlemie młodzi kolesie od małego mają wpajane,
że są tylko dwie drogi, aby wydostać się z getta… koszykówka lub rap. Nie mają
tej świadomości, że jest tysiąc innych dróg niestety. Przez to każdy marzy o karierze.
Mamy więc na dzielniach koszykarzy, raperów lub „dwa w jednym”, jeśli koleś
jest wystarczająco wysoki i wysportowany i ma chęć tworzyć muzykę to opcja „dwa
w jednym” jest dla niego. Może to być przyczyną tego, że każda dziewczyna wie, że
jeśli szukać chłopaka –wysportowanego przystojniaka z duszą artysty to
trzeba iść na spacer na Bronx. Na każdy blok przypada minimum jeden raper. Są wytwórnie
lokalne, które zajmują się ich „karierą”, jak jedna na Harlemie, która nawet im nie płaci… Drogą przekazu jest Internet: telewizja internetowa,
soundcloud, stacje radiowe online, youtube, no i oczywiście najważniejszy miernik
sławy w Stanach, czyli Instagram. Taki artysta dzielnicowy ma zazwyczaj 1-2
tysiące fanów, gdy już wybije się może podskoczyć do kilkunastu tysięcy, wtedy mogą pojawić
się jakieś pieniądze. W Polsce instagram nic nie mówi. Sokół na koncie z
Marysią Starostą mają lekko ponad 20 tysięcy fanów (a kanał PROSTO na YouTube jest
w elicie najczęściej odtwarzanych w Polsce), gdy w tym samym czasie pewna moja kumpela stąd, która
wrzuca dużo zdjęć w bieliźnie na swój profil ma 17 tysięcy fanów, czyli prawie tyle, co jeden z najpopularniejszych raperów w Polsce. Gdy kumple tłumaczyli mi te nowojorskie rapowe
systemy, tak mnie to śmieszyło, że zaczęłam się zastanawiać, czy w moim bloku
jest już jakiś raper… bo jak nie to siadam, piszę kawałek o moim życiu na Harlemie, poproszę kogoś z
wyrobionym imieniem o zrobienie bitów, koleżanki potrzęsą tyłkami na tle
jakiegoś auta, więc teledysk wyjdzie za darmo no i będę raperką z ulicy 103! hahaha
|
Sprawdźcie to! www.hiphop-usa.com |
Rada driftera:
TYLKO TEN, KTO PODEJMIE SIĘ, ROBIĆ TO CO ABSURDALNE… JEST
ZDOLNY DO OSIĄGNIĘCIA TEGO, CO NIEMOŻLIWE.
…więc radzę odpuścić sobie pytania, czemu w Nowym Jorku nie
obrałam za priorytet zarobienia worka dolarów, tyrając jako kelnerka itp.
PS. Ale z tym rapem to ja nic nie planuję na serio,
podejdźcie do tego z dystansem :)
Pozdro!