Od mojego ostatniego wpisu minęło już
trochę czasu, dokładnie miesiąc bez jednego dnia, rozleniwiłam się na dobre, a
tu przecież tyle się dzieje. Nie zaskoczę pewnie nikogo pisząc, że wcale nie
znalazłam pracy na czarno jako kelnerka (bo nawet nie szukałam), ani żadnej
innej pracy no i wcale nie jestem przez to sciśnieniowana, choć moje zasoby
finansowe na życie wahają się na chwilę obecną około 1000 polskich złotych.
Życia szkoda na nerwy i żółć, jakoś to będzie, a rozwiązanie samo mnie znajdzie.
Po prostu postanowiłam tak urządzić tu moje życie aby nie używać zbyt wiele
pieniądza, a żyć w miarę wygodnie. Mam nadzieję, że nikt po tym zdaniu nie
posądził mnie o prostytucję hahaha Nie kochani, nie tędy wiedzie ma droga do
generalnie „nic-nie-robienia”, a w rzeczywistości bycia wciąż zajętą. Przejdźmy
do konkretów (proszę tylko nie próbować powtarzać
takiej życiowej drogi jaką obrałam, bo bez wielkiego życiowego fuksa tego się
nie da odtworzyć, a można nawet skończyć jako głodny bezdomny):
Mieszkanie, woda, gaz, Internet itd., super
współlokatorzy –gratis
Wciąż (już drugi
miesiąc mieszkam na Wschodnim Harlemie – dzielnicy Manhattanu, która ma bardzo
mieszaną opinię, ale o tym za chwilę. W zamian za mieszkanie w salonie na
kanapie dwie ulice od Central Parku wśród świetnych ludzi pomagam Nickiemu przy
wynajmie pokoi w jego pozostałych mieszkaniach (patrz: poprzedni wpis). Nie
otrzymuję za to pieniędzy, bo przecież jestem tu turystycznie, ale mieszkam
za darmo, używam wszelkich mediów za darmo. W mieszkaniu odbywa się wiele
imprez, więc zawsze jeszcze jakiś trunek lub jedzonko się przewinie. Ludzi jest
zawsze sporo. Stały skład to Nicky -właściciel, Martyna – Polka, która od 3. roku
życia mieszkała w Niemczech (na facebooku i instragramie mam wiele zdjęć z
Martyną, możecie tam przybliżyć jej osobę) też pomagająca przy mieszkaniach i
ja. Zazwyczaj w mieszkaniu jest ok. 10 osób, czyli rotacja jest spora.
Jedzenie, częściowo –gratis
W mieszkaniu przy
którym pomagam jest pięć pokoi. Ludzie, którzy wynajmują je na parę dni i
podróżują na długich dystansach rzadko zabierają jedzenie, które im zostaje w
lodówce (i alkohol też) więc ja zgarniam coś od czasu do czasu. Poza tym
wcześniej w salonie mieszkała za mną Particia z Kolumbii, 37-letnia bezrobotna
od roku nauczycielka. Otrzymywała jako pomoc socjalną bony na jedzenie.
Wyprowadziła się od Nickiego do rodziny w Waszyngtonie po miesiącu przewożąc
swoje rzeczy pociągiem. Miała wiele gratów, więc całe jedzenie nie psujące się
szybko (jak ryż czy fasola) zostawiła mi. Mam zapas na jakiś miesiąc, półtora.
Patrycja wiedziała, że moja sytuacja jest najgorsza, bez pracy i turystka, ale
pełna radości, więc mi zostawiła swój prowiant.
Imprezy w najlepszych klubach na Manhattanie +teatry,
wydarzenia medialne –gratis
Jak wcześniej
wspominałam moja współlokatorka Martyna to niezła imprezowiczka. Kilka tygodni
temu nawet spowodowała poruszenie na Instragramie, bo ktoś wrzucił zdjęcie z
imprezy z Rihanną, gdzie Martyna siedziała zaraz obok piosenkarki w klubie (ja nie
poszłam tej nocy, bo byłam zmęczona i leń mnie ogarnął, zawsze nie w czas hehe)
przy vip stoliku w klubie V.I.P. Room, tym samym gdzie sobie tańczyłam na
podeście 3 metry od Kid Inka (tego od piosenki Show me
z Chrisem Brownem), on na jednym podeście sobie rapuje, ja sobie na drugim bawię się. No, ale wróćmy do tematu. Tu w najlepszych klubach nie ma ludzi z
przypadku, a broń Boże groupies
proszących o zdjęcie itp. Dobre kluby zatrudniają promotorów, którzy za to, że
przyprowadzą ogarnięte z wizerunku osoby dostają jeszcze pieniądze. Przy
stolikach promoterów alkohol jest za darmo,
zazwyczaj wódka z jakimś sokiem, czasem szampan.
Pamiętam, przy
pierwszej imprezie czułam się bardzo niepewnie. Od wejścia brakowało mi
pewności siebie i attitude’u. Po
miesiącu czasu, do tego samego klubu, gdzie wcześniej speszona stałam w kolejce, weszłam omijając długą kolejkę ludzi czekających od ponad godziny, witając się przyjacielsko z selektorem, który nawet nie chciał sprawdzać dowodów osobistych, tylko
powiedział ochroniarzowi, aby nam odpiął elegancką bramkę i nas wpuścił. Ludzie
w kolejce mieli nietęgie miny patrząc na to. Już wtedy wiedziałam, że nastąpił
postęp, nie mówiąc się, że szłam z podniesioną głową i czując flow. Imprezy, na które zwykle chodzę to głównie te hip-hipowe.
Dzięki mojemu
blogowi poznałam Michała z Polski, który od 9 lat mieszka w Nowym Jorku i
pracuje tu w finansach. Michał przypadkiem trafił w necie na mój blog i
postanowił dowiedzieć się, kim jest ta krejzolka, co podróżuje sama po świecie i
napisał do mnie. Jak się okazało, mamy nawet wspólną znajomą w Warszawie.
Świat jest mały. Michał ma czasem bilety na duże eventy, które są dostępne dla
ludzi pracujących w jego firmie. Byłam z nim na American Comedy
Awards, gdzie widziałam na żywo komików pierwszej ligi, jak Bill Cosby. Poszłam
też z Michałem na pewien event do teatru, gdzie dosłownie 20 metrów ode mnie na żywo przemawiali na scenie Johnny Deep, Martin Scorsese i Robert de Niro.
Michał do spoko kumpel, pozdrawiam J Też, tak samo jak
Martynę, możecie przybliżyć sobie postać Michała zerkając na mój funpage na
facebooku lub prywatny profil.
Ja i Martyna w The DL Club |
Michał i Ja w Apollo Theatre |
Johnny Deep na scenie w Teatrze Apollo |
Na dole Robert de Niro, Don Rickles i Martin Scorsese |
Z takich śmiesznych
sytuacji o charakterze celebrycko-światowym mam już kilka akcji za sobą. Nic
super wielkiego, ale zawsze jakiś ciekawy kwiatek w biografii. Na przykład raz
w klubie The Griffin pojawili się dwaj bliźniacy, jeden, był naprawdę hot.
Trochę sobie z nim potańczyłam, ale kumpela powiedziała mi później, żebym się
na niego nie nakręcała, bo to asshole
(choć nie wydawał się taki ani tochę, więc się nie zgadzam z jej opinią). Jak się okazało był to jeden z francuskich
tancerzy –bliźniaków LesTwins, występujących regularnie z Beyonce.
Innego razu wyszłyśmy w klubu z Martyną i jakiś koleś wyszedł za nami, wziął taxi i kazał kierowcy jeżdzić w kolo, aby zobaczyć czy może gdzieś na ulicy nas spotka spacerujących. No i spotkał. Zabrałyśmy się z nim, chciał zaprosić nas na śniadanie (bo tu żarełko po imprezie na jakiś restauran o 5 rano), ale byłyśmy zmęczone, wiec tylko pogadaliśmy z dżentelmenem w taxi i odstawił nas do domu (choć sam mieszkał na Long Island, a my na East Harlem, czyli nie było to po drodze). Pełna kultura. Jak się okazało ten koleś jest wspólnikiem męża Beyonce Jay’a Z, prowadzi z nim hip hopowy klub 40/40. Innego dnia wyszłyśmy z klubu, ja, Martyna i Becka Bancks (początkująca gwiazda, której znakiem markowym jest naturalnie wielki tyłek-szczęściara) i stała gdzieś przy jakimś hotelu czarna wielka limuzyna. Że mnie się głupie pomysły trzymają, to wie każdy, kto mnie zna. Mówię do dziewczyn, ze idę zapytac się kierowcy czy nas nie podwiezie na śniadanie. Dziewczyny bez entuzjazmu mówią „idź, jak chcesz”. Poszłam i pytam się szofera „Dzień dobry. Czy podwiezie nas Pan do restauracji?”. A koleś na to „Wsiadajcie” hahaha Gdy widzisz życie proste, takie ono jest! Ja już naprawdę stwierdzam, że przyszłości nie da się przewidzieć. Jeszcze nie dawno było ciężki plecak, kurz i śmierdzące stare trampki, a teraz limuzyny, obcasy imake up.
Innego razu wyszłyśmy w klubu z Martyną i jakiś koleś wyszedł za nami, wziął taxi i kazał kierowcy jeżdzić w kolo, aby zobaczyć czy może gdzieś na ulicy nas spotka spacerujących. No i spotkał. Zabrałyśmy się z nim, chciał zaprosić nas na śniadanie (bo tu żarełko po imprezie na jakiś restauran o 5 rano), ale byłyśmy zmęczone, wiec tylko pogadaliśmy z dżentelmenem w taxi i odstawił nas do domu (choć sam mieszkał na Long Island, a my na East Harlem, czyli nie było to po drodze). Pełna kultura. Jak się okazało ten koleś jest wspólnikiem męża Beyonce Jay’a Z, prowadzi z nim hip hopowy klub 40/40. Innego dnia wyszłyśmy z klubu, ja, Martyna i Becka Bancks (początkująca gwiazda, której znakiem markowym jest naturalnie wielki tyłek-szczęściara) i stała gdzieś przy jakimś hotelu czarna wielka limuzyna. Że mnie się głupie pomysły trzymają, to wie każdy, kto mnie zna. Mówię do dziewczyn, ze idę zapytac się kierowcy czy nas nie podwiezie na śniadanie. Dziewczyny bez entuzjazmu mówią „idź, jak chcesz”. Poszłam i pytam się szofera „Dzień dobry. Czy podwiezie nas Pan do restauracji?”. A koleś na to „Wsiadajcie” hahaha Gdy widzisz życie proste, takie ono jest! Ja już naprawdę stwierdzam, że przyszłości nie da się przewidzieć. Jeszcze nie dawno było ciężki plecak, kurz i śmierdzące stare trampki, a teraz limuzyny, obcasy imake up.
Oczywiście mimo
tych życiowych atrakcji są stałe wydatki, których nie udało mi się na chwilę
obecną uczynić darmowymi, jak miesięczny bilet na metro, ubrania, siłownia i
rachunki na telefon. No ale nie jest źle mimo tego.
Moja dzielnia na Manhattanie
East Harlem w latch 90. i na początku
XXI wieku miał złą opinię. Często były tu strzelaniny na ulicy i tym podobne
atrakcje. Jest to najbardziej zróżnicowana kulturowo część Manhattanu. East harlem nazywa się "El Barrio", co z hiszpańskiego oznacza słowo "Dzielnica". Są tu chyba przedstawiciele wszystkich państw Ameryki Łacińśkiej. Wychodząc z budynku, gdzie mieszkam, po prawej stronie jest meksykańska knajpa,
gdzie pracują Gwatemalczycy, po lewej peruwiański bar typu take away. Naprzeciwko mam
chiński take away, na ukos indyjki spożywczak, na ulicy obok portorykańką knajpę,
gdzie pracują Brazylijczycy, a trzy ulice dalej włoską restaurację i na przeciwno
niej dominikańską. Idąc w prawo mieszka coraz więcej białych, a w lewo
czarnych. Mieszkam przy ulicy
103. Na 125. jest już tylko pełne afro. Tam dzieje się najwięcej. Kocham tę dzielnię.
Gdy idę ulicą ludzie mi mówią God bless
you, czyli Niech Cię Bóg błogosławi, tak po prostu bez powodu. Pamiętam,
raz siedziało dwóch kolesi na ławce przed blokiem z wędką i udawali, ze łowią
przechodzące dziewczyny jak ryby. Myślałam, że pęknę ze śmiechu widząc w betonowej dżungli Nowego Jorku blokersów-wędkarzy. Ulicę dalej w biały
dzień jakaś Murzynka biła się na ulicy w jakimś kolesiem i ona zdecydowanie
wygrywała. Prawie wepchnęła go pod przejeżdżające samochody. Ludzie aż wyszli z pobliskich sklepów, aby pokibicować, mając przy
tym ubaw. Pewnej nocy wracałam w Martyną o 4 nad razem w krótkich jeansach i obcasach
ulicą 125., która uchodzi za najniebezpieczniejszą według opinii ludzi, którzy
nie mieszkają na Harlemie i szczerze… marzę, aby wracając z imprezy w Warszawie
o tej porze w takim stroju czuć się tak bezpiecznie jak tam. W niedzielę czasem
zamykana jest jakaś ulica. Latynosi rozstawiają głośniki i stragany z jedzeniem
i robią sobie festyn. Mogę się wtedy poczuć jak w Meksyku czy w Ameryce
Środkowej. Klimat ten sam, tyle że ulice czyste.
W tym bordowym budynku mieszkam. Po prawej chińskie jedzonko, po lewej meksykańskie. |
Bordowe bloki a pod nimi każdego wieczoru mecze koszykówki. |
Jeden z licznych festynów, Stend kolumbijski. |
Miasto snów bez dwóch zdań! Miasto moich snów z pewnością. |
Tu z kolei stend z Puerto Rico. |
Tu kultura ulicy wpływa i tworzy street kulturę powtarzaną na całym świecie. |
Mój nowy ziomek z Bronxu, Pete Colon.. Wielki propagator kultury hip hopowej w Nowym Jorku. Ubrania streetowe stąd można kupić na całym świecie. Sprawdźcie www.hiphop-usa.com |
Przemyślenia własne
Nie wykluczam, że
może właśnie znalazłam swoje miejsce na ziemi. To miejsce, gdzie codzienność jest jak z moich marzeń. Kilka razy złapałam się na tym, że sobie myślałam, że w takim międzykulturowym środowisku, równoczeście przy dobrej ekonomii mogłabym kiedyś swoje dzieci wychować. Szczęściarzem jest ten, kto tu dorastał. Miejsce na dobrą energię. East Harlem pokochałam ze
wszystkimi jego zaletami i wadami, no ale zanim nie odwiedzę Kalifornii, nie będę
podejmować żadnych decyzji.
Teraz!
Obecnie
przeprowadzam wymyślony przeze mnie eksperyment społeczny pod kryptonimem „Madonna”.
Tytuł jest zainspirowany biografią piosenkarki Madonny. Artystka, po przeprowadzce do
Nowego Jorku, wychodziła do klubów codzienne bez względu czy miała pieniądze czy
nie. Przez to poznała masę ludzi i gdy nagrała już parę piosenek miała
wystarczająco znajomości, aby puszczali w klubach jej kawałki. Ludzie bawili się
przy jej muzyce nawet jeszcze przed jej pierwszym występem w telewizji z piosenką Like a virgin. Tu poznałam
już parę historii ludzi, którzy najpierw tworzyli sieć kontaktów, a dopiero po
paru latach zakładali np. własne biznesy, które już po roku odnosiły sukces, bo grunt był dobrze przygotowany. Czyli
coś w tym musi być… Postanowiłam zobaczyć, czy 10 nocy spędzonych w klubach coś
zmieni w moim życiu. Zaczęłam 11 maja i mam za sobą już 4 noce przeimprezowane
i 3 spędzone na odpoczynku. Mam nadzieję, że eksperyment nie przekroczy 3
tygodni. Jeśli jedyne, co odczuję po imprezowych nocach w przeciągu 21 dni to
będzie zmęczenie i kac to zakończę moje nocne życie i poszukam jakiegoś bardziej
produktywnego zajęcia. Spisuję regularne raporty, więc kolejny wpis będzie
właśnie o tym eksperymencie.
…Co dalej?
Mam teraz kilka
pomysłów na życie .
- Zastanawiam się nad autostopową wyprawą do Los Angeles z Nowego Jorku, to ponad 4,5 tysiąca kilometrów. Poza tym w USA ludzie dziwnie reagują podobno na autostopowiczów, autostop jest także w wielu miejscach prawnie zakazany. Wcześniej musiałabym zdobyć środki finansowe na tą podróż. Jak myślicie, spróbować? Z Nowego Jorku d Hollywood na stopa –ładnie by się w biografii prezentowało J
- Czy opuścić USA i pojechać na animację na Karaiby, np. na Dominakanę gdzieś tyrać w jakimś hotelu kilka miesięcy.
- …a może coś innego.
Rada driftera na
dziś:
UFAJ, ŻE SIĘ UDA, TO SIĘ UDA!
Ps. Założyłam w końcu konto na Instagramie, bo w USA już mało kto korzysta w fb, a instragram jest mega popularny, więc już, żeby nie być odludkiem założyłam konto, ale aby wyrazić moją opinię na temat portalu, gdzie głównie wstawia się fotki z ręki, na profilowe ustawiłam sobie zdjęcie mojego big booty. Mój nickname: EVE.DRIFTER
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńMożesz nie wierzyć. Twoja sprawa. Ludzie są sprawdzeni 100%. Ale jak chcesz siać na mym blogu pesynizm i w góry zakładać, że ktoś mnie wkręca albo ja kogoś wkręcam (pamietaj, że tylko ja tu jestem nowa, nie moi znajomi, więdzą wiedza kto jest kim) to proszę, siej, ale to nie podatny grunt :D Nie lubię ludzi z takim podejściem, tak szczerze i ich unikam, No ale pozdro i szacun za zainteresowanie i radę, abym nie utknęła. Hehehe
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNo z takim podejściem to chyba raczej "niedozobaczenia"
UsuńEwa, Internety nie chca wspolpracowac...A od godziny probuje Ci przekazac, ze na maksa wspieram Twoja przygode. I ze to wszytko moze sie tylko udac. Powodzenia! Hanka
OdpowiedzUsuń