niedziela, 5 października 2014

31. odwiedzone państwo: Norwegia. Jak zwiedzałam Oslo.

   W lipcu kupiłam „na wszelki wypadek” bilet powrotny do Polski. Był to szczyt sezonu wakacyjnego, więc promocji lotów było naprawdę niewiele, bo linie lotnicze miały gwarancje, że i tak latem ludzie będą podróżować w czasie swoich urlopów. Najtańszy bilet jaki znalazłam był na trasie Nowy Jork -Oslo-Warszawa z całodziennym postojem w Oslo. Z chęcią go kupiłam, bo nigdy wcześniej nie byłam w Norwegii, więc pomyślałam, że ten czas mogę wykorzystać na zwiedzanie. Słyszałam, że miasto nie jest za duże, wiec miałam nadzieję na odwiedzenie najważniejszych punktów na mapie miasta z pominięciem muzeów, które i tak nigdy nie były moją ulubioną formą poznawania okolicy. Po kupieniu biletu, zaczęłam wczytywać się w szczegóły i uświadomiłam sobie, że lotnisko znajduje się 40 km od centrum Oslo. Nie zniechęcałam się jednak tym drobnym szczegółem. Za pośrednictwem portalu couchsurfing.org gdzie jest tylu wspaniałych ludzi z najróżniejszych stron świata, napisałam do paru osób z Oslo, czy może ktoś miałby czas pokazać mi miasto. Wrzuciłam też post na mój profil na facebooku. Jak to bywa, świat jest mały, na mój post odpowiedział wieloletni kolega mojego brata z mojego rodzinnego miasteczka, czyli Hajnówski. Napisał, że razem z dziewczyną mieszkają teraz w Oslo i z chęcią pokażą mi miasto. No to ja w tym momencie ucięłam wszelkie inne poszukiwania i postawiłam na lokalne hajnowskie towarzystwo Krzysia i Sonii. Czekali już na mnie na dworcu pociągowym, wszystko wcześniej wytłumaczyli dokładnie, abym się nie zgubiła. Całe zwiedzanie już mieli zaplanowane. Po prostu lepiej trafić nie mogłam. Polskim zwyczajem Krzysio i Sonia przewidzieli nawet prowiant podczas wycieczki J
Oslo. W tle opera. 

   Skandynawia to nie Karaiby, więc temperatura nie rozpieszczała. 9 stopni C trzeba było przetrwać. Na szczęście nie padało, więc nie mam co na pogodę narzekać. Oslo przypominało mi Brukselę, niewielka powierzchnia, wszystko uporządkowane i czyste. Społeczeństwo spokojne i kulturalne. No może w Oslo nie było aż tylu imigrantów z Afryki (pewnie dawnych francuskojęzycznych kolonii), co w Brukseli od razu rzucało się w oczy. Niestety ciężko mi było zapamiętać nazwy miejsc, język norweski jest dla mnie zupełnie obcy. Pamiętam, że park pełen rzeźb zrobił na mnie duże wrażenie, figura rozgniewanego chłopca była przesłodka, pałac królewski był niczego sobie. Fiord wyobrażałam sobie jako coś bardziej wyszukanego. Ratusz i opera zostały również zaliczone do planu wycieczki. Widok z opery był malowniczy, a kawałek plaży zimny. Warto zwrócić uwagę na ceny w Oslo. Słyszałam, że Norwegia jest droga no i mogę wyłącznie przytaknąć. Przyszłym zwiedzającym mogę powiedzieć, że na Manhattanie jest taniej. Sam bilet na pociąg z lotniska w jedną stronę był z takiej samej cenie jak tygodniowy bilet na nielimitowaną ilość przejazdów transportem miejskim w Nowym Jorku (30$).
Ja i Krzysiu

   Ogólnie wrażenia bardzo pozytywne. Ludzie chodzący po ulicach wyglądali ładnie, wysocy, o wyraźnych rysach twarzy i sportowych sylwetkach, oczywiście w większości blondyni i blondynki, ubrani czysto i poprawnie, ale bez zbytniej ekstrawagancji. Nie wykluczam, że kiedyś bym jeszcze chciała tam wrócić, ale to już jak się bardziej wzbogacę, aby mnie było stać na zakup tej śmiesznej, ciepłej odzieży w norweskie wzorki. U Krzysia i Sonii mam wielki dług wdzięczności. Nie ma to jak polska (podlaska, hajnowska) gościnność J  
Ja i Sonia

   Zmęczona po zmianie czasu (uciekło mi 6 godzin z życiorysu), nocy w samolocie i całodziennym zwiedzaniu szybko zasnęłam w samolocie z Oslo do Warszawy. Tam od razu wsiadłam w autobus Podlasie Express, na który bilet kupiłam ponad 2 miesiące wcześniej w cenie 2 złote. O 2 z nocy dotarłam do Białegostoku, gdzie było 7 stopni C. Brat miał na mnie czekać, ale go nie było. Telefon miałam kompletnie rozładowany. Czekałam więc w taki ziąb w środku nocy około 45 minut. Nie pamiętałam nawet do niego adresu, aby wziąć taksówkę. W końcu uratował mnie sklep monopolowy, całodobowy, gdzie pani sprzedawczyni pozwoliła naładować mi telefon. Mój brat spał, gdy do niego zadzwoniłam. Nie mógł wytłumaczyć czemu budzik nie zadzwonił. Stan mojego wkurzenia spotęgowany staniem w środku nocy na chłodzie na powitanie w ojczyźnie był nie do opisania. Przeszła mi złość dopiero rano.

   Tak oto wyglądała moja przygoda z Norwegią i powrót do PL. Ciekawe, jakie państwo będzie moim numerem 32.
Podróżowanie to me powołanie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz