Kilka miesięcy temu kupiłam okazyjnie bilety na
autobus (!) z Nowego Jorku do Chicago. Jedyne 18 godzin jazdy, ale było całkiem
znośnie. Nie było zbyt wielu osób, więc rozłożyłam się na dwóch siedzeniach, wifi też
w miarę działało i jakoś przetrwałam. Inny argument jest taki, że ja po prostu lubię
survivalowe klimaty.
Zatrzymałam się u Emanuela i Antionio, dwóch braci z Gujany Brytyjskiej.
Moi pierwsi znajomi z tego kraju, więc tym bardziej się cieszyłam, że poznam kolejną nację. W tym samym czasie w mieszkaniu u chłopaków nocowało
jeszcze 8 innych couchsurferów takich jak ja. Od razu miałam ekipę znajomych.
Były dwie dziewczyny z Francji, 2 dziewczyny z Danii, Asia i Kanrad z Polski
(oboje od dziecka mieszkających w Stanach) i Kenedy z Singapuru . Spędziłam
świetnie czas i tyle zwiedziłam, że aż nie wiem od czego zacząć opisy.
W Chicago
zogranizowam sobie karnety darmowe do dwóch dobrych fitness klubów sieci LA
Fitness. Powiedziałam, że dopiero się przeprowadziłam i zostanę w Chicago
jakieś pół roku i rozglądam się za siłownią. Dostałam 2 karnety 3-dniowe za
darmo, więc byłam na zumbie u paru instruktorów, na jednych zajęciach siłowych Full
Body Workout + ABS i normalnie tak na siłkę sobie poszłam. Darmowe wejścia do
fitness klubów w USA to mój stary, sprawdzony trick, opracowany w tamtym roku w Nowym
Jorku. W USA po prostu jest zbyt duża konkurencja między siłowniami i fintess
klubami, przez co jest walka o klienta. Widziałam nawet raz reklamę fitness klubu,
która oferowała strzyżenie gratis przy zakupie karnetu.
Ciekawym
doświadczeniem była lokalna kuchnia. Przed wyprawą przeczytałam w Internecie, że
tradycyjne potrawy w kuchni chicagowskiej to:
-deep dish pizza (pizza chicagowska pieczona w
głębokim naczyniu na grubym cieście, przeciwieństwo cieniutkiej pizzy
nowojorskiej). Spróbowałam w dwóch miejscach: Jet's Pizza i PhillyBest.com)
-Italian beef, czyli kanapka z gotowaną wołowiną i
papryczkami (chili lub słodkimi do wyboru), spodziewałam się czegoś więcej,
kanapka jak kanapka...
-kuchnia polska. Tak kochani, w końcu w Chicago jest
największa Polonia na świecie, a Polish Sousagge, czyli naszą polską kiełbasę
można znaleźć w menu nawet w knajpach prowadzonych przez Hindusów.
Jak już przy Polakach jesteśmy to muszę opowiedzieć
o Polskiej Paradzie w Chicago. Raz w roku jest takie wydarzenie, że przez
główne ulice Chicago przechodzi polska parada. Taki polski karnawałowy pochód.
Byłam maksymalnie zaskoczona, parada ciągnęła się przez parę dobrych
kilometrów, aż nawet poczułam lekkie patriotyczne wzruszenie. Cała nasza
międzynarodowa ekipa wybrała się, aby obejrzeć paradę. Trzeba przyznać, że wpływy polskie w
Chicago są spore, nawet w automatach na bilety można obok angielskiego i
hiszpańkiego, przestawić język na polski. Po paradzie poszliśmy wszyscy do
knajpy o nazwie Pierogi Heaven, czyli Pierogowy Raj.
Nie ma to, jak zjeść pieroga na obczyźnie.
Emanuel przygotował niezłą wycieczkę dla nas, swoich
couchsurfingowych gości, dużo chodzenia i zwiedzania. Byliśmy na przykład na
ostatnim piętrze jednego z największych wieżowców w Ameryce Północnej. Jak na razie
był to najwyższy budynek w jakim byłam w moim życiu. 96 pięter! Widok z 96 piętra przypomina widok
z samolotu. Zamówiłam sobie czekoladowe piwko z Ohio w drogawym barze na
najwyższym piętrze, aby uczcić tą wspaniałą chwilę.
Jedna z trakcji miała dla mnie szczególne znaczenie i zależało mi barzo, aby ją zobaczyć. Była to pewna fontanna. Wychowałam się oglądając Świat według Bundych o 15 po szkole i powtórki o 7 rano przed szkołą. Moje poczucie humoru ukształtowało się na tym porypanych amerykańskim sidcomie.W openingu, czyli początkowej sekwensji serialu powtarzającej się przed każdym odcinkiem wraz z piosenką w pierwszej scenie pokazywała się fontanna Buckingham z Grant Parku w Chicago. Zobaczenie tej fontanny na żywo, którą oglądałam w TV jako dziecko cieszyło mnie jakbym wygrała na jakiejś loterii albo nawet bardziej. Porównajcie sami :)
Moja ogólna ocena Chicago jest pozytywna. Nie
mogłabym tu jednak zamieszkać, z Nowym Jorkiem Chicago przygrywa 1:0. Ludzie
wyglądają podobnie jak w Atlancie, bardzo dużo ludzi grubych, choć zdrowe
jedzenie w sklepach jest dosyć tanie. W Nowym Jorku nie widać tej amerykańskiej
otyłości, jest tak jak wszędzie, a nawet lepiej. Chicago ma duże, szerokie
ulice, a większośc ludzi porusza się samochoami, co dodaje nowych problemów.
Panie na siłowni powiedziały mi, że przyjeżdżają już przebrane i gotowe do
treningu, bo darmowy parking dla odwiedzających siłkę przysługuje tylko na
godzinę. Przestrzeń jest duża, a metro jest właściwie nad ziemią. Perony nie są
osłonięte, więc czekając na pociąg można zmarznąć od tego chicagowsiego wiatru.
Właśnie, Chicago nie bez powodu nazywane jest Wietrznym Miastem, pogoda potrafi
być tu kapryśna.
Miałam duże
szczęście, trafiając w Chicago na wspaniałych ludzi, z którymi miło spędziłam
czas. Couch Surfing to wspaniała idea, dzięku której można poznać ludzi
całkowicie innych, ale ze wspólną pasją do podróży. Nie zmienia to faktu, że
Nowy Jork jest stolicą świata, a Chicago (tylko) jedną z amerykańskich
metropolii. Teraz pora wracać na Manhattan i przeżywać kolejne przygody,
cieszyć się i smucić w tej miejsiej dżungli. Mimo tych życiowych zawirowań, nie
zapominam wersów piosenki Francka Sinatry New York, New York, If you can do it
there, you can do it everywhere, czyli Jeśli uda Ci się w Nowym jorku, uda Ci
się wszędzie. I tego będę się trzymać :)
Nie należy słuchać, jak inni definiują Twoje życie. Jedyną osobą, która ma do tego prawo jest TY. Wolność=stan umysłu. Piękna sprawa. |
Couch Surfing. Doświadczenia ją warte najwięcej, bo nie można ich kupić. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz