Na
początku czerwca wraz z Luizą – moją koleżanką z Hajnówki od szóstej klasy
podstawówki a zarazem wkrótce panną młodą i przyszłą żoną Adriana, wcześniej
wspominaną na moim blogu Iloną, a również Natalią i Izą – współlokatorkami Luizki,
udałyśmy się na Cypr na tygodniowe imprezowanie. Był to wyjazd panieński, bo
kto by tam bawił się w tak krótką celebrację, jak tylko wieczór panieński. Ja
wprawiona w solowych podróżach byłam w góry przygotowana, że przy pięciu
osobach wyjazd będzie wyzwaniem logistycznym. Trzeba w końcu tak dopasować
terminy, aby pasowały pięciu osobom, to samo odnosiło się do miejsca. Tak właśnie
padło na Cypr. Żadna z nas wcześniej tam nie była. Najbardziej imprezową
miejscowością na wyspie jest Ayia Napa, tam się udałyśmy. Na marginesie,
gdybyście chcieli wiedzieć, gdzie są w Europie miejsca do wakacyjnego
imprezowania, nie trzeźwienia, gdzie after party zaczynają się o 2 w nocy a kończą o
8-9 rano, to są to:
- Magaluf na
Majorce (pełno pijanych brytyjskich i niemieckich nastolatków, klub przy klubie,
bójka lub ktoś wymiotujący na ulicy co 5 minut, a ambulans co 10 minut)
-greckie Zente
(nie byłam)
-Ayia Napa
na Cyprze
-Ibiza
(chyba każdy wie, Ibizy nie muszę przedstawiać).
Znalazłyśmy ofertę z jednego z
najpopularniejszych biur podróży w Wielkiej Brytanii, z Thomsona (rany boskie,
ja na wakacjach z biura podróży, a nie „na własną rękę”, takie sytuacje
zdarzają się raz na dekadę, ostatni raz z biura podróży byłam w 2006 roku w
Bułgarii).
Ja i Ilona
poleciałyśmy z Londynu, a Luiza, Natalia i Iza z Manchesteru.
|
Na lotnisku Gatwick London |
Miałyśmy
podstawowy hotelik (Panmarie Studios), ale za to w centralnej lokalizacji. Dotarłyśmy późnym
wieczorem i od razu udałyśmy się na zwiedzanie miasteczka i na nocny wypad na plażę.
Normalnie bardziej typowo i oklepanie już się na dało (klasyczny i sympatyczny model przeciętnych wakacji). Następnego dnia znów
poszłyśmy na plażę, a różniej na hotelowy basen. Wszystko było świetnie i super
poza faktem, że było wszędzie pełno brytyjskiej młodzieży, nastolatków i ludzi
z swoich wczesnych latach dwudziestych. Profilaktycznie już na wstępie naszemu
REP-owi z Thomsona powiedziałam, że mam 24 lata. Coś tam stękał, ale
ostatecznie chyba uwierzył. Pogoda każdego dnia była idealna.
|
regeneracja na basenie po długiej nocy w terenie |
|
pogoda dopisywała |
Od pierwszego dnia styl życia nabrał rytmu.
Basen – plaża –jedzenie – odpoczynek – impreza – spanie i od początku. Po paru
dniach byłyśmy już rozpoznawalne w Ayia Napie i oczywiście większość osób
myślała, że jesteśmy z Rosji.
|
strój neutralny na imprezkę |
|
Ja i Iza
|
a to już strój imprezowy, gdy pojawiła się pierwsza opalenizna |
|
Miasteczko Ayia Napa składa się z różnych barów,
dyskotek i restauracji. Większość z nich serwowuje dania uniwersalne, to znaczy
kebaby, rybę z frytkami, spaghetti czy kurczaka. Z lokalnych tradycyjnych specjałów
spróbowałam dalmadas, czyli miniaturowych gołąbków zawiniętych w liść
winogronowy. Kuchnię cypryjska ogólnie można określić jako mieszankę kuchni tureckiej i
greckiej, więc napotkane tu smaki nie były dla mnie nowe, dlatego nie
miałam aż tak dużego parcia, aby jeść tylko lokalne dania.
Najpiękniejszą plażą w okolicy jest Nissi Beach. Roztaczał się tam przed nami widok lazurowej wody i plaży o jasnym drobnoziarnistym piasku oraz rzeszy plażowiczów.
|
w tle Nissi Beach |
|
Jak ja kocham grę w rakietki na plaży. Kto był ze mną na plaży, o tym wie. |
|
piana party w barze przy plaży |
W Ayia Napie trudno doszukać się kulturalnych
czy historycznych atrakcji, jako że większość turystów w tej akurat
miejscowości jest skupiona na imprezach. Można jednak znaleźć tu parę obiektów sakralnych,
jak na przykład średniowieczny klasztor w centrum (z XIV wieku).
|
klasztor |
W pewnym momencie miałam już dość tej
błogiej monotonii i udałam się na jednodniową samotną wycieczkę do stolicy
Cypru Pólnocnego i zarazem największego miasta na wyspie, czyli do Nikozji.
|
upał na uliczkach Nikozji |
Robiłam kilka podejść, aby ktoś ze mną pojechał, ale każdego dnia dziewczyny
spały na kacu, więc w sumie pojechałam sama. Moim głównym, a właściwie jedynym celem
było przejście na turecką stronę wyspy. Tak też zrobiłam.
|
granica |
|
na granicy (na serio) |
|
po tureckiej stronie |
|
warzywa na bazarze |
|
po tureckiej stronie Cypru |
Słyszałam wcześniej,
że turecka strona jest biedniejsza i wygląda, jakby czas zatrzymał się tam 30
lat temu. Nie miało się to chyba do stolicy, bo ja nie zanotowałam większych
różnic. Nie oddalałam się jednak za bardzo od granicy i okolic centralnych, bo po
sytuacji w tamtym roku w Antalyi, gdy jakiś Turas mnie śledził a później mnie
zaatakował, nieskutecznie jednak bo zaczęłam bardzo głośno krzyczeć i w sumie
to on uciekł (dziewczyny to jest bardzo ważne tak przy okazji, kiedyś
opowiedziała mi o tym koleżanka, której koleżanka została zaatakowana przez
kolesia w Brazylii, trzeba w pierwszej bardzo szybkiej reakcji wrzeszczeć mega głośno,
jeśli ktoś może usłyszeć. W obu przypadkach napastnik się zdezorientował i odpuścił,
bo była duża szansa, że ktoś usłyszy krzyk i przybiegnie). Jakiś mam uraz po tej
sytuacji z tamtego roku w Turcji i mimo, że Turcja to wspaniały barwny kraj,
to na terenach w dominującą turecką kulturą wolę trzymać się blisko terenów zabudowanych, gdzie naokoło są ludzie. Po
tureckiej stronie ku mojemu zaskoczeniu można było płacić zarówno w euro jak i
w tureckich lirach. Upał był o wiele większy niż na wybrzeżu, bo nie było
wiatru. Zastana temperatura (31 stopni) przez brak wiatru wydawała się wyższa. Cieszę
się z tej wyprawy. Byłam w ostatniej na świecie stolicy przez którą przebiega
granica dwóch państw. Po tureckiej stronie zjadłam iskander mixed, czyli „kebabowe”
mięsko z kurczaka i z baranicy. Popiłam tureckim jogurtem, czyli aymarem i
wróciłam na stronę północną.
|
Tarta z kremem i owocami. To akurat adłam w Ayia Napie, ale smakuje równie dobrze jak wygląda, więc musiałam też podzielić się ta fotką. Aż mam ochotę na coś słodkiego, Mniam! |
Plażowanie i imprezowanie trwało do ostatniego dnia. W sumie tak minął mi czas na Cyprze. Wesoło. Trochę inaczej niż zazwyczaj, bo było mało poznawania
zabytków, nowych kultur, raczej imprezka, ale taki powinien być wyjazd
panieński. Luizce i Adrianowi życzę szczęścia na nowej, oficjalnie przypieczętowanej
religijnym sakramentem drodze życia. Również chcę pozdrowić ciepło Izę i
Natalię, moje dwie nowe koleżanki i podziękować im za wspólne imprezki. Obie są
zakręcone, a Iza do tego jest specjalistką w podrywaniu facetów i skarbnicą
wiedzy na tej temat (prawda Iza? haha).
|
skład |
Każdy mój post kończę przybliżeniem moich
planów na przyszłość, szczególnie podróżniczych. Dajemy więc z tematem. Za 2
tygodnie lecę do Polski, bo w sumie nie byłam od lutego. Chcę znów trochę
pojeździć rowerem, pohuśtać w hamaku i popatrzyć na najpiękniejsze zachody
słońca, które widzę tylko z mojego domu na wiosce. Chcę poczuć
ten relaks i melancholię na chwilę. Pomieszkam jeszcze trochę w Londynie, ale
na pewno nie dłużej niż 3 -3 i pół miesiąca, bo już tej pogody, flegmatyczności
i tylu palaczy na ulicach nie zdzierżę dłużej. Potem na zimę chcę polecieć
gdzieś poza Europę. Życzę wszystkim dużo energii i determinacji. Damy radę! J
A teraz extra bonus:
|
Ja wyobrażająca sobie, że to ja zapijam mój panieński hahaha |
|
moja mina aktorska "Żal panieńskich lat" |
|
w teraz akcent folklorystyczny |
|
no i na koniec niezapomniana przejażdżka na byczku :D hahahah Pozdro kochani! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz